czwartek, 24 czerwca 2010

wakacje w Polsce? a może lepiej jak najdalej od Polski w sezonie wakacyjnym?

Gdy miałam naście lat jeździło się na obozy i kolonie. Jednak by pozwolić sobie na taki luksus trzeba było mieć albo super bogatych rodziców, albo rodzice mogli mieć miłego szefa, który godził się na dofinansowanie takiej imprezy. Te czasy bezpowrotnie minęły. Teraz jeśli chciałabym mieć wakacje z prawdziwego zdarzenia trzeba byłoby iść do pracy. I się pójdzie. Tylko dylemat. Jechać gdzieś w Polskę czy do Egiptu. Patriotyczne podejście do sprawy powinno podsunąć mi pomysł: Karpaty albo nasze piękne morze (Jezior nie lubię. Wilgoć, komary i groźba pasażerów "na gapę", którzy polubili naszą tkankę płynną). Tylko czy n-ty pobyt nad Bałtykiem pomógłby mi się zrelaksować? Wątpię.
Oto parę powodów które pokazują moje obiekcje odnośnie wypoczywania choćby nad Morzem Bałtyckim.
I. Zakwaterowanie.
Musiałabym sobie wynająć pokój w akademiku, bo najtaniej.
II. Jedzenie.
Nie samym jodem człowiek żyje. I gdzie tu znaleźć stołówkę z przytomnymi cenami? I jednocześnie zjadliwym pokarmem? Zdarzało się, że musiałam jeść szybko potrawę by nie poczuć jej smaku. Ktoś powie: nie jedz. No, ale rodzice zapłacili to trzeba, nie? Nazwy tamtejszej restauracji nie przytoczę bo albo splajtowała albo polepszyła jakość posiłków.
III. Inne atrakcje typu lody.
Ponoć nad morzem gałka lodów kosztuje od 2 - 2,50 zł. Często nawet 3 złote. Żadnych rewelacji cenowych nie ma. W każdej kawiarni którą "wizytowałam" gałka lodów zaczyna się właśnie od 2 zeta wzwyż. Np. taki Grycan. Jakbyśmy tak chcieli zjeść niezły deser to byśmy sporą kasę wydali. Taka prawda.
IV. Pogoda.
Powszechnie wiadomo, że nasza polska aura jest nieprzewidywalna. A nawet gorzej. O ile deszcz można przeżyć. O tyle burze już nie są tak "miłe". Chociaż w obecnej sytuacji powodziowej nie powinnam nawet myśleć, że deszcz "ujdzie". Rozrywki mogące pomóc "zabić" czas:
1. Czytanie książki albo czasopisma w lokalnej bibliotece. Sposób na zabicie nudy doskonały.
2. Kino. Jeśli coś fajnego jest w kinie to czemu nie? Chociaż jak patrzę na niektórych "artystów" to ochota na wyrzucenie pieniędzy w błotko przechodzi szybciej niż przyszła.
3. Jeśli marzysz o adrenalinie, a jesteś nad morzem to proponuję oglądanie sztormu (to dla odważnych)
4. Dyskoteka. Minusem tego jest: zaczyna się późno (dopiero od 19 - 20), na drugi dzień możesz mieć podwójnego kaca (moralny + fizyczny), ktoś może wzbogacić twojego drinka o magiczne substancje, które niekoniecznie dobrze wpłyną na twój umysł i świadomość.
5. Gra w bilard lub inne gry (o ile to nie są jednoręcy bandyci). Jak masz dobre towarzystwo...czemu nie.
V.Plaże i woda.
Co roku SANEPID ogłasza, które kąpieliska są ok. Jak patrzę na niektóre plaże (i wodę) zaczynam wątpić w zdrowy rozsądek tej organizacji. Śmieci, zagloniona woda. Cudnie.
Kiedyś musiałam iść głębiej w morze by nie mieć styczności z meduzą, która sobie spokojnie pływała jak gdyby nigdy nic. Jakoś nie miałam ochoty na takie pamiątki z obozu.
I to nie było w Jelitkowie.

A może lepiej wybrać się za granicę? Turcja? Tunezja? Egipt? Grecję odradzam z wiadomych powodów (w dodatku strajk różnej maści pracowników, co za ....). Jeśli wykupię wczasy w takim Neckermanie albo w innym niepolskim biurze to raczej powinnam być szczęśliwa. I będę. Chyba. Pogoda mi dopisze. Jak się zna więcej języków niż tylko ten osławiony angielski można zaszaleć. Można się wybrać na wycieczkę do piramid, albo zobaczyć Hagię Sophię. No bo ile można smażyć się na słońcu? Albo przebywając wśród roślin ile można robić siebie darmową stołówkę dla różnej maści komarów? A one nie są tak przyjazne jak nasze (chociaż po powodziach i nasze lokalne komarzyce stały się wielkie i wredne).

Zawsze jednak znajdzie się mankamenty swoich podróży lub danej sytuacji. Zawsze narzekamy jako naród. Może zróbmy zawody w narzekaniu?