poniedziałek, 17 stycznia 2011

Kultura dziś a kultura wczoraj

W antyku aktor był kimś! Nie musiał być wcielony do wojska. Miał pewne przywileje. Wprowadzał ludzi w świat artysty/pisarza. Na jego występy wchodził każdy. I bogaty i biedny. Istniała równowaga w przyrodzie. Chociaż na pewno biedni zazdrościli bogatym pierwszych miejsc. Ale i tak mężczyźni z biedoty mieli lepiej, bo końce zajmowały niewiasty, które jakby nie patrzeć były słabszą płcią i podczas drastycznych scen odmlewały. I mało korzystały z kultury. Później nadeszła jesień średniowiecza. Bycie aktorem to był obciach. Aktorem nikt nie chciał być. A i tematyka sztuk jakoś specjalnie nie była pociągająca. Głównie skupiano się albo na misteriach albo dżumie i strachu przed śmiercią. Trefnisie siedzące pod tronem królewskim odgrywały małą rolę. Ich uwagi były złośliwe w celu ośmieszenia przeciwnika. No chyba, że chodzi o Stańczyka. Ale to wyjątek. W renesansie znów powrócono do koncepcji teatru. Powstał i rozwijał się teatr elżbietański. Pisano takie dzieła jak "Romeo i Julia" czy "Sen nocy letniej". Aktorami nadal byli TYLKO mężczyźni. Może to i dobrze? Chociaż biorąc pod uwagę to, że żeby niektórzy mogli wydać z siebie pewne dźwięki musieli poddać się różnym zabiegom to jestem skłonna to odwołać. Niemniej jednak teatr i jego zawartość (aktorzy, scenografia) ulegały pewnym przeobrażeniom. Dziś mało kto chodzi na spektakle do teatru. Bo:
1. nie ma się czasu
2. nie ma się kasy
3. czasem sztuka bywa ciężkostrawna
4. zawód aktora przez duże "A" zamiera. Zastępowany jest "celebrytą o zerowym talencie biorącym kupę kasy za granie w g...ie".


Punkt czwarty dotyczy tak naszych "artystów" jak i zagranicznych. Jak wczoraj wspomniałam coraz mniej jest dobrych filmów a coraz więcej szmelcu. Może to dlatego, że reżyserzy przestali się wysilać? Po co kręcić coś ambitnego, co doceni garstka osób a grupa "głupców"/krytyków to zjedzie tak, że trzeba będzie zdjąć czym prędzej by nie splajtować. Przecież można adoptować zagraniczny serial i trochę pozmieniać. Lud się nie skapnie. To trochę przypomina szkołę. Gdy uczniowie biorą nauczyciela za idiotę i dają spisywać/sami spisują wypowiedź pisemną. Pół biedy jak to opracują jeszcze po swojemu. Gorzej jak "na żywca". To już świadczy o durnocie totalnej. Kiedy byłam w kinie ostatnio? Hmmm...To było 30 czerwca. Na trzeciej części durnej sagi "Zmierzch". Nie lubię romansideł. Ale w sumie byłam ciekawa, czy twórcy spieprzą ten film jak dwójkę, czy raczej nakręcą coś znośnego jak jedynka. Film był nawet nawet. Co świadczy o moim wyczuciu sztuki. Marnym. Na odtrutkę zaserwowałam sobie "Potop".

Wniosek: Nie chodzić do kina. Nie oglądać filmów jeśli nie są dramatami/naukowymi/opartymi na faktach/historycznymi. Na głupie komedie nie chodzić. Ogólnie odciąć się od mediów i zatopić w lekturze. Niekoniecznie chemii organicznej (w moim wypadku)