niedziela, 2 grudnia 2012

trzy podejścia do "Pokłosia"

"Pokłosie"

Nowy temat odwracający uwagę przeciętnego człowieka od codzienności, podatków, rosnących cen i galopującego kryzysu. 
To też kolejne podziały na Żydów, polaków - antysemitów, anty-polaków i resztę.

"Pokłosie"
Byłam, widziałam, "wzruszyłam się"

Może jestem nieczuła, ale tylko dwa momenty wzbudziły we mnie litość objawiającą się łzami.
Pierwszy, gdy pies Kaliny zostaje zarżnięty w ramach zemsty (?), a drugi, gdy bracia wykopują szczątki ludzkie spod stodoły należącej niegdyś do ich ojca... 
Dobra - koniec tych czułości...
Pasikowski zbudował dość dobrze napięcie w filmie.
Pierwszy moment, gdy można poczuć gęsią skórkę - Franciszek Kalina wchodzi do lasu, by odnaleźć osobę, która go śledzi.** (a przynajmniej tak mu się wydaje). Przy okazji gubi bagaż - co jest dość powszechne w tym kraju...
Drugim momentem pełnym napięcia jest gdy Franciszek znów zapuszcza się w głąb lasu po akcji "odkupimy grzechy ojca". Znów ponosi klęskę - jako detektyw sprawdził się dopiero w archiwum gminy.
I na końcu - Józek odwraca się, by spojrzeć śmierci w oczy. 


 Muzyka jakoś niespecjalnie trafiła do mnie. Nie czułam nastroju filmu w  pewnych kluczowych momentach.
Jakkolwiek szanuję kompozytora (za stworzenie soundtracków), to liczyłam na inne typy melodii. 
Skoro uciekamy w thriller z podtekstem historycznym można byłoby użyć sprawdzonych trendów przy tego typu rozwiązaniach.
Trochę muzyki etnicznej, trochę dark ambient-u.
Może chodziło o oryginalność?

Film jest boleśnie prosty - choć wyłapałam AŻ jedną metaforę.
Na początku aura w filmie jest taka dość leniwa. Generalnie cały czas panuje zachmurzenie. Jeśli już pojawia się słońce to jest dość leniwe i ledwie prześwituje zza chmur. Ulewa pojawia się w kluczowym momencie filmu - przeczesywanie ojcowizny w celu odszukania szczątek dawnych obywateli wioski. To takie katharsis, jakie przeżywają bohaterowie...
I na końcu filmu mamy już pełne słońce. Gdy kości pomordowanych spoczywają w godnym miejscu.


Bracia Kalinowie - to de facto ta sama moneta. 
Początkowo Józef jest tą szlachetną jednostką, która walczy o szacunek dla płyt nagrobnych należących niegdyś do Hebrajczyków.
Jego brat aż kipi niechęcią do Żydów ("dzięki" diasporze amerykańskiej).
Mimo to Franek przełamuje się i pomaga bratu w dojściu do prawdy i odwiedza archiwum gminy. 
Ostatecznie pomaga bratu przy przeczesywaniu dawnego majątku ojca. Jego brat tchórzy. A może nie? I nie dlatego, że ginie...Po prostu jego umysł powiedział dość. To wszystko wydarzyło się w zbyt krótkim czasie by mógł sobie to poukładać...
Jego śmierć jest dość zaskakująca...Dlaczego akurat go urzyżowano???
Tak jak martwy pies Józefa wzbudził we mnie uczucia wyższe, tak śmierć jego pana wywołała we mnie niesmak.
Czy naprawdę POLAK zabiłby w ten sposób Polaka? Albo po prostu człowieka?
W dwudziestym pierwszym wieku? Gdy są inne sprawdzone metody pozbycia się niewygodnych jednostek?
Tu autor trochę pojechał po przysłowiowej bandzie.

No i mieszkańcy. 
Generalnie to jednolita masa, której nie podoba się "hobby" sąsiada.
O ile "ławeczka" bywa dość stałym elementem polskich wsi i przedmieść, to bitka w barze jest lekkim nadużyciem. Za słowa "kibicuję Lechowi Wałęsie" człowiek może dostać oklep? 
Jacy my bywamy primitywni...

No i ten tłum pod kościołem...
Prawie spadłam z fotela gdy starszy ksiądz zaproponował ludziom czuwanie w kościele, by ich trochę "ogarnąć"

No i ten młody ksiądz...
Odwrócono proporcje.
Starszy ksiądz pomaga Kalinom po pożarze ich pola, młodszy z chęcią by ich utopił w szklance wody.
Pasikowski tworząc postać "Młodego księdza" umieścił w niej swoje lęki i niechęć wobec młodego pokolenia. 
Czy naprawdę jesteśmy tak bezwzględni?
Czy naprawdę większość czeka tylko na to, by wygryźć starszych z ich stanowisk?
Ten stary ksiądz był jeszcze w pełni sił, a młody już zaczynał się panoszyć...
To nie młodzi nie mają szacunku do starszych.
My musimy żyć szybko. 
Rzeczywistość tego od nas wymaga.
A ktoś tę rzeczywistość kiedys ukształtował.
I to nie byli młodzi, bo wtedy siedzieli albo na dworzu i grali w klasy albo nosili jeszcze pampersy...


"Pokłosie"
Atmosfera wokół Stuhra.

Aktor z niego dość dobry. Widać, że można zrobić z nim wszystko.
Wcześniej grał młodych nieudaczników, którzy zawsze mieli pecha.
Teraz zagrał dorosłą rolę i też mi się bardzo spodobał.
Taka dojrzała rola...

Jak to mówią: są ludzie, krzesła, okna i parapety.
Cóż, jak ktoś nie widział filmu (legalnie czy nielegalnie) to niech siedzi cicho.
Jeśli widział, a nie rozróżnia fikcji od rzeczywistości to niech nie liczy na NFZ i sam sobie wykupi abonament u jakiegoś psychologa (może lepiej jednak psychiatry -> pewniejsza profesja).
A jeśli zżera go nienawiść to niech idzie do księdza, by odprawił egzorcyzmy. 
Podobno są skuteczne.

Czop  - też obrywa?

Poznałam tego aktora dzięki serialowi "Komisarz Alex". Wydawał mi się taki misiowaty i słodki. Dopiero w "Pokłosiu" go dostrzegłam i doceniłam.
Wniosek? Efekt Stuhra trwa.

Pasikowski - prowodyr całego zamieszania
Szkoda, że wcześniej nie zrealizował tego filmu. Np. gdy Gross opublikował swoich "Sąsiadów". Takie podwójne uderzenie nie byłoby aż tak bolesne dla narodu.*
Nakręcił film i zniknął...A jego aktorzy przyjmują ciosy ze strony entuzjastów (bynajmniej nie narodowych).
Tchórzostwo?
Nie...

Raczej wygodnictwo. I dbałość o własne zdrowie psychiczne.
Żeby wygrać w pokera trzeba mieć szczęście.


Brawo dla wszystkich aktorów za ich trud i pracę.

To chyba pierwszy film polski z podtekstem historycznym, który nie powoduje, że dostaję skrętu jelit. 

Tylko lekki niesmak w ustach (vide: obraz drwali bijących Kalinę za taką pierdołę).


Wniosek?
Idźmy do przodu pamiętając o przeszłości.

****************************************************************
* Dawkowanie trucizny jest skuteczniejsze gdy wkrapla się ją w odstępach czasu. Ktoś zada pytanie "jaka trucizna?"
Trucizna będąca de facto lekiem zwalczający niby łagodny nowotwór. 
Są takie nowotwory, które nie zabijają, ale czynią z ludzi kaleki.
Tu mamy nowotwór duszy.
** przepraszam, ale gdy Czop nadział się na gałąź parskęłam śmiechem, to takie ludzkie...

poniedziałek, 19 listopada 2012

Pokłosie - i co z tego wyszło

Pewnego dnia obejrzałam sobie zapowiedź filmu "Pokłosie".
Niby nic nadzwyczajnego w końcu każdy z nas obejrzał kiedyś zapowiedź jakiegoś filmu. 
Mnie "Pokłosie" zainteresowało, bo poruszało dość ciekawą (acz oklepaną) tematykę.
Mianowicie próbuje rozłożyć na czynniki pierwsze polski rasizm, ksenofobię, antysemityzm.

Nie zaprzeczam, że w czasie wojny znajdowały się szuje, które wydawały bliźniego na śmierć, lub osoby, które ukrywały oso by niepożądane w społeczeństwie wg Norm Nazistowskich z okresu 1939-1945.

Wydawało mi się jednak, że etap roztrząsania postaw i relatywizmu moralnego mam ze sobą. W momencie zakończenia liceum człowiek myślał "idę sobie na studia przyrodnicze, na co mi historia?"

A tu niespodzianka...
Non stop jest się bombardowanym o historiach bohaterskich Polaków, którzy ukrywali Żydów w czasie II Wojny Światowej. Cześć im i chwała.

Niestety słabo się im odzwdzięczamy. 
Ja nie mówię o głupich napisach na murach.
Ja nie mówię o podłych słowach...

Ja mam na myśli pewną grupę osób, która sieje nienawiść i napuszcza bliźnich na siebie w ramach "walki o prawdę i pamięć".
Jeśli chcemy możemy się uprzeć, usiąść i powyrzucać sobie "a bo ty mi tego nie zrobiłeś", "a bo ty jesteś taki i owaki"
Czy to ma sens? 
Jakiś może i ma.
Według mnie?
Wcale. 
Życie jest za krótkie i zbyt piękne by się złościć i dusić w sobie tę nienawiść...

Jeśli nawaliłeś, wróć się, napraw, przeproś jeśli to możliwe.
Albo zrób innemu człowiekowi dobrze.

Poświeć mu czas.
Uśmiechnij się do słabszej istoty i pociesz ją.
Powiedz, że jesteś marną imitacją swojego Stwórcy, ale staraj się dążyć do ideału.
Nie zajmuj się pierdołami.
Nie myśl, kto skąd pochodzi.

Nazwisko Stuhr.
Co mi mówi?
Kojarzy mi się z genialnym aktorem z okresu PRL...
Kojarzy mi się  też z aktorem młodego pokolenia z końcówki lat 90.

Nie wątpię, że rola w "Pokłosiu" musiała być dla niego trudna zważywszy, że jego wcześniejsze role generalnie nie były zbyt wzniosłe - rozpieszczony Alex, nieporadny Maks...
Podziwiam go jako aktora.
A teraz jako człowieka, który opiera się głupocie ludzkiej.


Nie widziałam jeszcze tego filmu...
Nie wiem, czy chcę go zobaczyć.
Dopóki film żył swoim życiem nawet człowiek chciał zawędrować gdzieś, gdzie używają projektora, a wokół słychać orkiestrę siorbiących colę małolatów. Człowiek absorbując zmysłem węchu "zapach" popcornu zasiądzie w ciasnym fotelu (licząc, że uda mu się minimalnie wyciągnąć nogi) i przez ponad godzinę będzie zgłębiał najczarniejsze zakamarki ludności żyjącej w czasach II Wojny Światowej...


Tyle pięknych założeń i chęci.
Teraz po tej kampanii "miłości" naprawdę mi się odechciewa oglądać jakikolwiek polski film lub z polskim podkładem.
Naprawdę...
Nie wiem czy akcja z Pokłosiem nie ma głębszego sensu.

Sens akcji?
Podzielenie i tak podzielonego narodu...
Byśmy byli jak te dzieci we mgle, co nie mogą się odnaleźć i nie chcą sobie pomóc aż w końcu wszyscy umierają z głodu, zimna i wyczerpania.

Jak na razie zastanawiam się, czy gdy skończy się emisja w kinach tegoż filmu to czy znów media wrócą do Tu154 M?
W ramach tematu zastępczego...

niedziela, 18 listopada 2012

Czym jest nacjonalizm? A patriotyzm? Dwa archaizmy?

Polacy dzielą się na...

STOP
Czy ja jestem którymś z "niezależnych" mediów by dzielić i tak podzielony naród?
Jaka to część całości? 
Jamie Stokes, autor wielu interesujących artykułów na portalu Wirtualnej Polski tym razem mnie zaskoczył.
W sumie to ani negatywnie ani pozytywnie.
Próbował rozłożyć na czynniki pierwsze obecnych polskich nacjonalistów, którzy przy okazji "propagują" katolicyzm. 
Mój stosunek do w/w wyznania jest dość neutralny jakkolwiek widzę sporo problemów w samym Kościele, które najczęściej mają źródło u najsłabszego ogniwa - mianowicie księży.
Tak, tak.
To oni częściej ulegają pokusom, to oni są coraz bardziej zagubieni, choć powinno być odwrotnie. A religia nakazuje modlić się ludowi za swoich kapłanów. 
Biorąc pod uwagę niekiedy postawę niektórych bardziej wtajemniczonych w arkana władzy (czyt. biskupów i wyżej) mogę mieć wątpliwości, co do skuteczności modlitw ludu (jeśli one w ogóle zachodzą).  
Nie wiem jaką wersję katolicyzmu propaguje obecna "prawa prawica", ale chyba jednak odbiega ona od standardowej "módlcie się, miłujcie, wybaczajcie (z naciskiem na wybaczajcie". 
Prawica z lat 20 i 30 była dość trudnym środowiskiem politycznym. W końcu Dmowski i jego współpracownicy opowiadali się za gettem ławkowym. Po prostu jakoś tak nie lubili Żydów.
Nie wiem za co. Może to te standardowe bajki opowiadane o Żydach - porywanie chrześcijańskich dzieci i...dalej powinniście wiedzieć z historii. Czy wiecie - to wasza sprawa.
Podobno podczas wojny niektórzy z Endeków pochylali się nad losem swoich przeciwników i ratowali ich. Mniej lub bardziej chętnie. To się nazywa  bohaterstwo. W pewnym sensie. Kiedy ratujesz kogoś, kogo w normalnych okolicznościach sam byś utopił w łyżce wody.

A może to się wiązało w ówczesną kindersztubą i wychowaniem? Ludzie sprzed wojny są inni. Często dziwnie się czuję gdy taki 80-90 letni pan przepuszcza mnie w drzwiach...Dlaczego się czuję dziwnie?

Spotykając się z antysemityzmem spotykam się generalnie w postaci słów. Tak jak 80-90 lat temu ludzie wypowiadają się niechętnie wobec Żydów.
Spójrzmy na malunki wokółl siebie...To jest ten groźny antysemityzm w mniemaniu Palikota i Millera.
Tylko czy na pewno?
Od "odzyskania" niepodległości 23 lata temu była chyba tylko jedna napaść na Żydowskiego duchownego.
A Francja? Masakra we Francji sama sie dokonała. Tak? 

Powie ktoś: ale zrobił to Arab.
Dlaczego to zrobił?

Kim są obecni Narodowcy? To ludzie sfrustrowani brakiem pracy, brakiem przedsiębiorstw stricte polskich.
Komu przeszkadzał Wedel w wersji Polskiej?
Komu przeszkadzały te huty, stocznie? 
Nam Polakom?
Nie sądzę.
Po części się nie dziwię, że się denerwują. 
Mnie też wprawia w stan zdenerwowania fakt, że prawie nie ma nic polskiego na giełdzie i w kraju.
A zmiany w edukacji?

One w ogóle nie służą naszej młodzieży. Wszyscy lamentują, a już zwłaszcza media, ale nie ruszą swoich jakże zapracowanych liter i nie pomogą dzieciom w potrzebie. 

Z drugiej strony czy niszczenie miasta coś da? Wychodzę z założenia, że skoro ktoś poszedł na manifestację i coś zniszczył to powinien przyjść i naprawić/pomalować. Zrobić cokolwiek. A może ja mam naiwne wyobrażenie o tym, co powinien zrobić każdy człowiek? Niezależnie czy reprezentują go siedzący po prawej/lewej stronie w parlamencie? Może wychodzi się z założenia: Płacę te cholerne podatki to niech służba oczyszczania miasta to zrobi.



definicja nacjonalizmu wg cioci wikipedii:


Nacjonalizm (z łac. natio – naród) – postawa społeczno-polityczna uznająca naród za najwyższe dobro w sferze polityki. Nacjonalizm uznaje sprawy własnego narodu za najważniejsze. Głosi solidarność wszystkich grup i klas społecznych danego narodu.

Nacjonalizm uważa interes własnego narodu za nadrzędny wobec interesu jednostki, grup społecznych, czy społeczności regionalnych. Uznaje naród za najwyższego suwerena państwa, a państwo narodowe za najwłaściwszą formę organizacji społeczności, złączonej wspólnotą pochodzenia, języka, historii i kultury. Nacjonalizm przedkłada interesy własnego narodu nad interesami innych narodów, zarówno wewnątrz kraju (mniejszości narodowe lub etniczne) jak i na zewnątrz (narody sąsiednie).

Postawa nacjonalistyczna nie jest autonomiczną i kompletną ideologią, lecz zbiorem kilku zasad, które mogą być wyznawane przez różne odmiany prawicy lub lewicy.
W historii występowały różne typy nacjonalizmów, np. narodowy konserwatyzm, narodowy radykalizm, narodowy socjalizm (nazizm), faszyzm.

W XIX-wiecznym nacjonalizmie istotnym elementem był darwinizm społeczny, który zakładał, że życiem społeczeństw rządzą te same zasady, co światem przyrody. Według nacjonalistycznej interpretacji historii świat był i jest areną walk pomiędzy różnymi narodami, z których tylko najsilniejsze mają prawo do przetrwania. Idee nacjonalistyczne często pojmują naród jako przede wszystkim etniczną wspólnotę krwi przez co często jest porównywany do rasizmu. Nacjonalizm opowiada się za segregacją rasową przez co bywa określany jako odmiana ksenofobii. Natomiast jako element polityki zewnętrznej towarzyszy często imperialistycznej polityce państwa. Poglądy te przetrwały do lat trzydziestych XX w.


Pytania, które każdy obywatel Polski powien sobie zadać. Taki Narodowy Rachunek Sumienia.

Pytanie 1:

Czy w Polsce uważa się Naród za najwyższe dobro?

Pytanie 2:
Czy w Polsce naprawdę panuje rasizm?


Pytanie 3:
Czy mogą zaistnieć powody do zaostrzenia pewnych postaw w społeczeństwie?

Pytanie 4:
Co powinniśmy zrobić by po prostu żyło się lepiej?

Pytanie 5:
Czy w ramach nacjonalizmu nie powinniśmy dbać o nasze otoczenie?

Pytanie 6:
Czy jeśli aparat państwowy przysłowiowo "nawala" nie powinniśmy się zmobilizować i działać wspólnie? Dla dobra wszystkich stworzyć taką policję (min. moralności), patrole medyczne i naukowe**? 

Pytanie 7:
Jak to możliwe, że wszyscy lewicowi politycy widzą wszędzie nacjonalizm? I zniekształcony "patriotyzm"?


Nie deptać trawników, nie niszczyć elewacji budynków swoimi przemyśleniami*?

Nie niszczyć przystanków autobusowych? Skoro już zakładamy, że jesteśmy nacjonalistami to może po dokonaniu szkody naprawmy ją?

*internet jest od tego

**pytanie adresuję do MW - z tego co wiem, zdarzają się osoby z tej organizacji, które chętnie pomagały w nauce słabszym uczniom. Może by tak reaktywacja? To dopiero będzie opór wobec władzy!!! Bo oni się latającymi butelkami nie przejmą, a co innego gdy będziecie sobie chować elitę...Od Was to zależy.

Patriotyzmu w Polsce nie ma.
Choć ehm medialni usiłują propagować nowy patriotyzm. Dopiero do niego doszli.
Uczciwa praca w Polsce, płacenie podatków etc.
Wydaje mi się, że większość obywateli już dawno stosuje ten rodzaj patriotyzmu. Niektórzy starali się dawać pracę swoim - biurokracja jednak ich wykańczała (wniosek? urzędnicy nie są patriotami? może tak może nie...).

Konkluzja?
Wyjedźmy wszyscy z państwa i dajmy sobie z tym wszystkim spokój.

sobota, 3 listopada 2012

Halloween, Zaduszki, a może po prostu "Memento Mori"?

Nadszedł czas wspomnień. 
Wspomnień zmarłych z naszej rodziny i z otoczenia. 

Dziennikarze wspominają swoich kolegów, to samo aktorzy, artyści, lekarze, nawet politycy. W tle odbywa się drugi pogrzeb ostatniego Prezydenta Polski.
A ja się zastanawiam. 

Czy śmierć mnie przeraża?
Zależy czyja... 
Moja osobista niekoniecznie.
Z rodziną już gorzej.

W końcu teraz jesteś. 
Za chwilę Cię nie ma.
Normalna kolej rzeczy? 
Chyba jednak nie, skoro żyjąc nie myślimy o śmierci. Nie myślimy o tym, że kogoś możemy zranić i nie zdążymy się pożegnać i przeprosić. 

Żyjemy z dnia na dzień pozwalając na działanie swoim emocjom, swojej dumie.
I swojemu egoizmowi.

Bóg/Natura/Jakaś Wyższa Siła stworzył(a) Nas na obraz i podobieństwo siebie. Mieliśmy być doskonali. 
Mieliśmy miłować bliźniego i rozmnażać się do oporu...
Tylko dlaczego mam wrażenie, że aktu stworzenia dokonano w gabinecie krzywych zwierciadeł?
Wiemy jak wyglądamy normalnie.
Wiemy jak wyglądamy po wejściu do gabinetu krzywych luster.

Obraz, jaki tam widzimy powoduje, iż jakoś nam tak weselej i trzeźwiej potrafimy ocenić swoją cielesność. 
Swoje materialne ciało. 
A co z Duchem?
A co z Umysłem?
Oczy są odbiciem duszy.
To, co widzimy w Gabinecie Krzywych Zwierciadeł nie jest obrazem ciała, ale ducha.
Często pokaleczonego.


Ostatnio na portalu społecznościowym Facebook widzę pewną tendencję
Powinniśmy być dobrzy sami z siebie - powie ateista

Co to znaczy? 
Co to znaczy być dobrym samym z siebie? 

Być bezinteresownym (frajerem) dającym się wykorzystywać?
Niekoniecznie. 
Po prostu należy być i przejść przez życie jak najlepiej, pokonując przepaści, najbardziej strome ścieżki. 
I nie bać się (choć to ludzkie).


Księża ciągle mówią ludziom o cywilizacji śmierci.
Ja nie widzę cywilizacji śmierci.
Ja widzę cywilizację plastiku.
Ja widzę cywilizację głupoty i pychy.
Ja widzę cywilizację strachu przed starością.

Strach przed starością powoduje, że usuwa się starsze wiekiem reporterki z wizji lub każe się zamieniać w przerażające monstra, którymi będę straszyć córki gdy wypowiedzą magiczne zdanie: Chcę sobie zrobić operację plastyczną/wstrzyknąć botoks.*

Śmierć i cierpienie są ciągle maglowane na maturze, w każdym dzienniku przy okazji Światowego Dnia Chorego, przy jakiejś katastrofie.
I nic z tego nie wychodzi. A temat nam powszednieje...
A strach zostaje.

Tymczasem człowiek akceptujący śmierć jako część życia może wstać i pójść dalej. 

Nie będzie się ciągle za siebie oglądał.

Nie rozdrapuje swoich ran. 
Pozwoli im się zabliźnić, ale będzie o nich pamiętał.

Nie bójmy się śmierci choć w pieśni błagalnej "Święty Boże" wołamy:

Od nagłej i niespodzianej śmierci wybaw nas Panie.

Po prostu idźmy przed siebie pochylając się nad losem drugiego człowieka.



*Co mama zrobi? Podetknie starą kiełbasę i powie: Córciu po co wydawać fortunę by się osz...upiększyć?
Stare nie jest brzydsze niż młodsze. Jest po prostu inne. Więc dlaczego w epoce indywidualizmu (i niekiedy egoizmu) ludzie chcą stosować jeden schemat wobec siebie?
Ten jest stary.
Stare jest brzydkie.
Usuwajmy brzydotę?
Ja preferuję naturalne zmarszczki, a zdjęcia "odmłodzonych" reporterek będą wisieć w sypialni dzieci gdy nie będą chciały spać o właściwej porze.

czwartek, 25 października 2012

Publiczna Sieć Transportowa - zło konieczne?

Wydawałoby się, że skoro w Polsce jest kapitalizm to zniknie też monopolizm...

A gdzie! O ile PKP w kilkunastu odsłonach jakoś sobie radzi i ma przytomne ceny adekwatne do możliwości świadczonych usług o tyle z transportem publicznym już tak fajnie nie jest.

Jak wiadomo ceny paliwa są na dość wysokim poziomie i nic nie wskazuje byśmy mieli wrócić do lamentu mediów gdy bezołowiowa osiągnęła porażający poziom: 4,68 zł...
W każdym razie wiadomo, że droższe paliwo to droższe WSZYSTKO. Od jedzenia po transport. A właściwie przez transport. Coraz częściej wiele osób zostawia swoje autka i przesiada się do MPK-ów. Z jednej strony mnie to nie cieszy. Kto lubi jechać w ścisku? Z drugiej...także ci ludzie dokładają się do MPK-ów a z trzeciej strony: im więcej ludzi tym większe zainteresowanie -> tym większa szansa zarobku i mniejsza szansa kasacji kursu (w normalnym państwie). Niestety MPK/MZK (i jak to się tam zwie) bronić się musi przed kryzysem. A najlepszym orężem i jednocześnie tarczą są portfele mieszkańców. Więc podwyższa się opłaty za bilety ( i za kary). Rzadko za podwyżkami cen idzie poprawa jakości świadczenia. Najczęściej to zjawiska przeciwne sobie. 

Podam przykład.

W mieście X są autobusy. (tylko :() 
Linii jest dość niewiele bo około dwudziestu, bodajże.
Dodam, że jest to jedyny przewoźnik w mieście. W każdym razie nie dość, że autobusy się spóźniają (1,5 km odcinek lepiej przejść nawet w zimie i zamieci aniżeli czekać i odmrażać sobie po kolei wszystkie palce) to jeszcze bilety są zbyt drogie. A w życie wchodzi kolejna podwyżka. Tłumaczą się oczywiście ludzie, że benzyna drożeje. Mhm, tak, auta zarządu na pewno potrzebują więcej paliwa by można bylo dalej nimi jechać.

Jednocześnie tnie się trasy autobusów odcinając wiele osób od świata tak naprawdę...Pominę fakt, że są remonty.
Bo remonty są w większości polskich miast i jakoś inne MPK-i jakoś sobie z tym radzą.
Znaczy się z opóźnieniami.
Dodam do tego, że w mieście X (jak pewnie w większości polskich miast gdzie funkcjonuje komunikacja publiczna) uruchamia się okolicznościowe kursy, co moim zdaniem już jest niepotrzebnym kosztem. 
Np. gdy są Zaduszki. Niestety w tym roku jedna linia ma skróconą trasę albowiem w mieście X są remonty i po prostu ta linia stałaby w koreczkach. 

Uruchamia się kilka linii, a tylko ta jedna ma skróconą trasę...

Dlaczego nie wszystkie?

Zresztą na tych liniach nie jedzie się na ulgowym bilecie, tudzież braku biletu (ludzie po 70 tce). Nie, tam każdy płaci te 2,4 zł za kurs. I nie ważne, że ma się miesięczny. Wsiadasz do linii specjalnej i u kontrolera (lub kierowcy) kupujesz bilet. To w sumie wolę wsiąść do autobusu z cyferką zamiast literki na oznaczenia kursu i skasować bilet za 1,25 zł. (w sumie za cały przejazd zapłacę 2,5 zł -> z tego cmentarza wrócić kiedyś trzeba). Osoba z miesięcznym nie zapłaci nic. A osoba z normalnym karnetem (jednorazowych biletów się nie opłaca) zapłaci za dwa kursy 4,33 zł (czyli o 47 groszy mniej niż gdyby jechał "special line bus".
Wniosek nasuwa się sam.

Zaczynam się zastanawiać czy komunikacji miejskiej nie powinno się uzupełnić prywartną w mieście X. W Olsztynie jakoś to działa...W końcu jest walka o klienta, nie?

Monopol prędzej czy później odbija się czkawką każdemu z nas.

czwartek, 27 września 2012

Bieda - kogo ona uwiera?

Czym jest bieda? 
Z czym nam się kojarzy?

Patologia, alkoholizm, głód.

Zazwyczaj te trzy słowa symbolizują biedę.
Przynajmniej w Polsce.
Ja dodam jeszcze parę innych słów.

Infantylność, egocentryzm, zarozumiałość, indolencja.

Pierwszy zestaw symbolizuje biedę materialną. Istotnie jest ona problemem. Zwłaszcza, że od przeszło czterech lat na świecie szaleje "kryzys". Często jednak kryzys gospodarczy zaczyna się od małych i niepozornych rzeczy.
Od nędzy intelektualnej.
Od nędzy moralnej.

Jeśli oszukasz kogoś - to w końcu i ciebie zrobią w konia.
Jeśli komuś coś ukradniesz - to i do ciebie zawita złodziej.
Jeśli ranisz drugą osobę - to i ciebie zranią.

I mogłabym tak wymieniać. Najczęściej jednak kryzys gospodarczy może zacząć się od pospolitego złodziejstwa. Zwłaszcza gdy tworzy się wąska grupa bogaczy panująca nad ludem. I nie mam na myśli uczciwych ludzi, którzy dzielą się swoim bogactwem z innymi, słabszymi. 
Mam na myśli tworzących "prawo" i tzw. celebrytów.
Obie grupy siedzą na drzewie i dumają.
Niby na chwilę schodzą, a później znów wracają do swoich myśli.

W Parlamencie Europejskim niemiecka komunistka wystawiła zdjęcia. Zdjęcia ponoć kontrowersyjne, bo obrazujące biedę w Polsce. Co prawda jest tam "tylko" bieda materialna, ale już wielu posłów reprezentujących Polskę podniosło larum. 
Nie będzie nam Niemiec pluł w twarz.

Akurat Ona nie pluje. Pokazuje prawdę.
 O Paniczu Jarosławie K. (nie, nie mam na myśli WODZA) nie wspomnę.

czy pan M. lub pan K. wspiera fundację? Czy odwala 1 procent z podatków i tyle go widzieli...

Powiem krótko:
Jakie społeczeństwo takie media, tacy celebryci, tacy wybrańcy narodu.





Smoleńsk - krótko

Miałam już nie pisać o tej katastrofie, o tym, że media zohydziły ludziom pamięć o ofiarach tego wypadku (i w ogóle o Smoleńsku).
Niestety w związku z aferą, jaka została wywołana po sekcji zwłok śp. Anny Walentynowicz Pani Marszałek musiała się wytłumaczyć mediom. 
No i się wkopała...
Najpierw wkręcono ludziom (w tym i rodzinom ofiar), że nasi patolodzy współpracowali z Rosjanami na miejscu katastrofy. 
Teraz to odwołano. 

Jestem zażenowana. 

Niektórzy z moich znajomych nie wierzą w wypadek.


Ja w wierzę w zaniedbanie ówczesnych władz przed katastrofą. 
Ja wierzę też, że za to jak postąpiono z ofiarami, ich rodzinami osoby, które to zrobiły poniosą karę.
Jeśli nie w tym życiu to w następnym - zakładając że istnieje reinkarnacja.
Lub na Sądzie Ostatecznym (bez możliwości składania bezzasadnych apelacji - jak to teraz ma miejsce w ziemskim wymiarze "sprawiedliwości").

Tylko przykro słuchać, że znowu obywatele okazali się mniej ważni dla państwa.
Dla Matki.
Dla Ojczyzny.


Nawet jeśli ideologicznie wiele z ofiar odbiegało od moich poglądów to było mi żal ich śmierci.

^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^
A teraz mam wrażenie jakby znowu umarli.
I wszystko zacznie się na nowo.

piątek, 7 września 2012

koniec misji?

Wielkie Medium Internetowe doniosło o problemach Telewizji Publicznej. 

Konkretnie chodzi o finanse. Cóż...abonament mógłby być:
a) niższy
b) jeśli taki sam to sugeruję więcej TELETURNIEJÓW na poziomie "Wielkiej gry"

Oba postulaty są nierealne...Nie no punkt "b" móglby być bardziej realny do spełnienia. Nadal nie wiem co ludzi kręci w TVN. Bo w Polsacie to rozumiem,. A to meczyk siatkarzy a to jakieś rozgrywki kobietek i wszystko jest pięknie. Na poziomie. 
A w TVN? Albo muszę oglądać lekcje nauki bezy, albo w "poranku tvn" słyszę dyrdymały rodem z XIX wieku (Feministki są winne temu, że w moim pokoju jest mhm nieporządek). A i żarty Kuźniara już tak mnie nie bawią. Szczerze mówiąc zmieniam kanał na każdy inny, który nie ma tych trzech literek w nazwie. 
W sumie to każdy kanał oprócz TT (TvTrwam).

Wracając jednak do mediów publicznych...

Czy to koniec z Teleexpresem?
Czy to koniec z odważnymi wypowiedziami w "Pytaniu na śniadanie?"

Czy to koniec z kulturą w mediach? 
Gdzie puszczają Teatr Telewizji? Nie każdego stać na wyjście do Teatru całą rodziną. 
Czy to koniec misji edukacyjnej? 
Czy to koniec filmów dokumentalnych o innych wyznaniach w Polsce?


Nie twierdzę, że TVP nie ma nic na sumieniu. Ma! I to sporo. 
Nie puszcza jednak 1000 razy w roku Władcy Pierścieni czy równie dennych filmów o Potterze. 
Puszcza POLSKIE dobre filmy z okresu powojnennego i epoki PRL.


No i reklamy nie przerywają filmu na około 20 minut. 
A i dziennikarze są tacy bardziej przytomni. Podczas tych "PnŚ" czy "Kawy czy Herbaty?" nie przypominają non stop "jestem tu szefem i mówicie co każę i kiedy każę".
I na ogół czeka aż poprzednik zakończy myśl. Głęboką czy płytką? Redaktor czeka.
I nie przerywa nagle komuś, bo się czas przeznaczony skończył.

Mhm. W młodszych latach gdy jeszcze oglądałam "DDtvn" to średnio co 2 słowo gościa programu mi uciekało, choć skupiałam się z całych sił na rozmowie.
Później porównywałam z "PnŚ". Praktycznie żadne słowo mi nie uciekło. 

A nie byłam nastawiona wtedy pozytywnie do Państwowej Telewizji.



TVP się bronić potrafi, ale ważne jest byśmy 60 lat TVP nie wyrzucali na śmietnik.
Niestety w dzisiejszych czasach ludzie mają gdzieś sentymenty.
Ludzie nie czują różnicy czy jedzą na talerzu "Made in China" czy "Zrobione w Polsce w Zakładach takich to a takich". 
Globalizacja nas popsuła...

A my daliśmy się zapędzić na bagna i nie możemy z nich wyjść.
Ruszmy głową?

poniedziałek, 3 września 2012

Kot w worku? Krótka notka...

PIANO.
Po angielsku oznacza pianino. Tudzież fortepian.

W Polsce zaś "PIANO" staje się symbolem. No właśnie czego symbolem? Jakości?
Dla mnie PIANO jest symbolem ograniczania treści w internecie, cenzury dla biedniejszych użytkowników internetu*
Bo za informacje trzeba płacić**...Eh, internet ma to do siebie, że każdy może redagować co chce i jak chce...Spójrzmy na WIKIPEDIĘ. Kiedyś wyszydzany portal dziś powoli powoli staje się coraz bardziej rzetelnym źródłem wiedzy.
A nadal jest darmowa.
W przeciwieństwie do innych serwisów "wiedzy" typu onet...

W każdym razie nakłanianie ludzi do "zdobywania" wiedzy przez PIANO może się szybko skończyć. Skończyć źle dla tych, co się zakuli w te kajdany "jakości". Chciałam sprawdzić wiadomość nt limitów w służbie zdrowia w mieście X.
Nie ma szans.  
Szkoda, bo oszczędziłoby to pieniędzy i nerwów ludzi szukających wizyty u specjalisty na tzw. NFZ w jak najkrótszym terminie. Albo wkrótce zakluczy się informacje o korkach czy zmianach tras autobusów?
Na szczęscie istnieje jeszcze strona przewoźnika.


Z drugiej zaś strony...
Ilekroć zdarza mi się rzucić okiem na artykuły "z wyższych półek" to robi mi się słabo. Od literówek po zjadane słowa. Często w niektórych artykułach brakuje orzeczenia - które jest kluczowe w zdaniu. Człowiek inteligentny na ogół się domyśli "co autor" mógł mieć na myśli. Zaburza to jednak odbiór całości...
Co będzie jeśli wykupię to całe PIANO?
I nie będę zadowolona? Dane o mnie pójdą w świat***.
Kupię kota w worku. 
Podobnie może być przy kupnie biletu na film.. 
Tylko, że jest się bardziej anonimowym w kinie...
I nawet jak się nie spodoba nam ekranizacja tej czy innej książki to możemy wyjść z kina a pracownicy nas nie skojarzą.
Efekt niby podobny. Tu kot w worku, tam kot w worku.
Jednak mała różnica jest.


PS. WNIOSEK?

Wracam na łono gazet "papierowych".

Przynajmniej przydadzą mi się przy rozmrażaniu lodówki jako izolacja dla mrożonek.

*tak, wiem, że rejestracja jest darmowa
** w końcu się zacznie płacić od słowa jak w wypadku telegramu - Polak na wszystkim zbije kokosy 
*** wiem, że nie ma anonimowości w internecie, ale nie potrzeba być "wszędzie"



poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Nauczyciel...

Zbliża się szkoła. Już pierwszego dnia miesiąca września do szkół zawitają nowi adepci nauk wszelakich. 
Sześciolatki będą poznawać literki (jeśli nie nauczono ich w domu i w przedszkolu), cyferki i wierszyki.
Ich starsi koledzy będą musieli odświeżać sobie wiedzę, która zgodnie z obyczajem "wywietrzała" w czasie letniego odpoczynku.

A nauczyciele jak zwykle będą narzekać na zgryzotę i ciężki los, jaki mają. 
Kim był dla mnie nauczyciel kiedyś?
Przewodnikiem, guru, czasem istotą niedofinansowaną przez państwo.
No właśnie, przewodnik. Moi nauczyciele z podstawówki bardzo się starali wbić mi (i moim kolegom też) do głowy pewne zasady zachowania. Próbowali też wychować nas "kulturowo". Liczne wypady do teatru, ciekawe wycieczki miały w nas, młodych zaszczepić chęć poszerzania swoich horyzontów.
Później dzieci poszły do gimnazjum i liceum. I skończyła się era wychowania. 
Zaczął się proces "wlewania oleju do głów". Różnie to wychodziło.
Mam takie dziwne wrażenie, że nauczyciele z doświadczeniem przez duże "d" mieli większy wpływ na moją osobę niż młokosy po studiach (lub mających dopiero 2-3 lata pracy zawodowej). 
Było minęło, poszłam dalej.

Niemniej jednak dziwią mnie lamenty nauczycieli jak im to źle pracować za 2,5  tyś (czasem mniej, czasem więcej pieniążków spływa). Jeśli ktoś się nie nadaje na PEDAGOGA to niech lepiej nie idzie nauczać. Bo pedagog ma nie tylko wyłożyć swoją dziedzinę przed maluczkimi, ale też ich umiejętnie pokierować. Niestety szkoła może zniechęcić największych idealistów chcących być jak Siłaczka (pod względem wychowawczo-wykładowczym). Większość nauczycieli przybiera postawę jej przeciwnika. 
Roszczenia. Roszczenia. Roszczenia.

Rozmawiałam ostatnio z córką Znajomej. Dziecko narzekało, że po teście diagnostycznym z Królowej Nauk można było się załamać. Nauczycielka bowiem poświęcała czas swojemu pupilkowi a resztę miała gdzieś. Dzieci są w wieku około gimnazjalnym. 
Potem się dziwić, że dzieciaki zawalają testy*. W końcu ktoś ich konstytucyjnego prawa do zdobycia wiedzy pozbawił. I to gdzie? W miejscu realizacji tegoż obowiązku. Przecież dzieci są zawsze takie same. Leniwe, choć często mądre...Dobra, komu ja ściemniam? Ja powoli nabieram przekonania, że kolejne roczniki są coraz głupsze.
Na pewno mój rocznik jest głupszy od poprzedniego. A roczniki późniejsze są durniejsze niż mój. I tak dalej i tak dalej.
Ad rem.
Nie wiem skąd mogą się brać problemy z matematyką w podstawówce. Tym bardziej, że jak doniosła mi koleżanka, w podstawówce nie ma procentów. 
No hello, to w takim razie z czym tu można mieć problemy? 

Moja wychowawczyni z podstawówki jakoś nigdy nie narzekała podczas rozmów z rodzicami na swoje obowiązki. Raczej na nas, że się nie uczymy. (norma, młodziutcy nastolatkowie wolą pykać w gry i siedzieć na dworze niż zgłębiać arkana mowy ojczystej). Mimo tej całej biurokratycznej "farsy" brała nas na wycieczki. Tyle ile ja się nachodziłam w podstawówce...Sprzątanie świata, wycieczki do W. (nie, nie do Warszawy), chodzenie do lasu. 
O wypadach do teatru i kin nie wspomnę...A do tego ciekawe i fajne wycieczki.
W podstawówce co roku bywałam w innym miejscu.
Do tego obozy z inną Panią. W czasie JEJ wakacji! Które mogła spędzić z rodziną...To się nazywa nauczyciel z misją.
W gimnazjum i liceum nie było czasu. Na nic. Pal licho. Było minęło. Wiem, powtarzam się.
Jak to możliwe, że moi nauczyciele zawsze z nami rozmawiali. Nawet klasa uznała, że Plastyczka powinna nas uczyć oprócz Plastyki naszego "ulubionego" przedmiotu zwanego: Wychowanie do życia w rodzinie. Po prostu miała lepsze podejście do nas. I wypadała lepiej niż wykładający ten przedmiot. No, ale to był przedmiot nadobowiązkowy, więc nie traktowaliśmy go poważnie. Tak jak i religii. 
Nigdy żaden belfer przy uczniu nie skarżył się na swój los. No dobra, paru marudziło, ale pretensja nigdy nie była skierowana do nas jako uczniów (czyt. piszących klasówki odwrotnie niż oni by oczekiwali). 
Raczej marudzili na dyrekcję. 
Skąd te pretensje o pensję? Jeśli pracodawca płaci (w normalnej firmie nastawionej na wyniki i jako taki zysk) to oczekuje, że pracownik da z siebie wszystko. A jak jest w szkolnictwie? Dlaczego ilekroć wchodzę na różne strony, fora internetowe roi się tam od byków? Dlaczego na forach Onetu, WP, Interii wypowiedzi często nie mają ładu i składu? 
Gdzie poloniści? 
Ostatnio zaczytuję się w pewnym opowiadaniu. Właściwie nie tyle w opowiadaniu, co w analizach i komentarzach mieszczących się pod wyżej wymienionym "dziełem". 
Wymaga się od dzieci, by pisały jak najlepiej i zarazem pod klucz. No to piszą.
A jak coś źle zrobią (czyt. używają mózgu do myślenia lub im się zapomni mało ważnej kropeczki) to zaraz tracą punkty na sprawdzianie zewnętrznym. Tylko gdzie tu sprawiedliwość. Wiele artykułów prasowych "znakomitych" dziennikarzy o pensjach niewyobrażalnych są pełne błędów stylistycznych. 
Czasem popularna literówka złoży wizytę w takim tekście. A jednak nikt nie karze tych "twórców". Ba! Niektórzy załączają się do systemu PIANO. I twierdzą, że za ich krwawicę ludzie będą płacić. Pff...
Gdzie ich poloniści? Albo się wstydzą albo przewracają w grobach. 
A politycy? Toż to woła o pomstę do nieba. Nie dość, że sami mają nikły talent pedagogiczny, to jeszcze sieją zarazę zwaną "mówta, co cheta, kasę i tak mata". 
I ciągle mieszają w edukacji. I mieszają. W końcu durnym narodem łatwiej manipulować, nieprawdaż? A przed wyborami podlizują się nauczycielom, by ich pozyskać. Tylko co z resztą ludzi? Z resztą Polaków? Z tymi, którzy nie wybrali tej szlachetnej/przeklętej profesji. 
Sugeruję aby pedagodzy z prawdziwego zdarzenia się wzięli i wykopali miernoty ze swojego środowiska. 
Trzeba odbudować społeczeństwo.
Jak zrobili to nauczyciele we wczesnym PRL-u.
Mieli po 45-50 uczniów w klasie, a jakoś funkcjonowali. 
Mieli tylko tablicę, kredę i swój głos.
I jakoś nie było "koronacji" na właściciela śmieci. Nie było aż tylu rozbojów w szkołach. Dlaczego?




środa, 8 sierpnia 2012

Rowerzyści...

Zapewne każdy z was miał do czynienia z rowerzystą. To człowiek jadący na rowerze. Najczęściej używa chodnika, choć zdarza mu się używać też ulic. Rowerzyści marudzą, że nie mają gdzie jeździć, że ścieżek rowerowych nie ma. 

Cywilizacja w Polsce się objawiła i ścieżki jak najbardziej są.
Tylko ruch rowerowy polega na tym, że jedną stroną ścieżki jadą ludzie  na  (na północ a drugą na południe /lub na wschód i na zachód - zależy w jakim kierunku idzie jezdnia/.Niestety wielu rowerzystów jedzie jeden obok drugiego zapychając też chodnik przy okazji.

A to wszystko wina jednej małej ustawy.
Sugeruję dorzucić nowelkę. 
Każdy rower ma mieć numery rejestracyjne. 
Może to chore, ale mam dosyć bycia dźganą przez kierownicę szalonych 50 latek na rowerze.
Ile można mieć siniaki? 

Sytuacja 1:
idę CHODNIKIEM, gdzie nie ma ścieżki rowerowej (zaczyna się za około 500 m- obok niej chodnik). Mam ciężkie zakupy. Słyszę że coś jedzie więc uskakuję na bok. I to był błąd, bo dostaję z kierownicy w rękę. Nie jestem jakąś kruszynką, ale boli mnie uderzenie. W dodatku jędza wrzeszczy, że jak ja chodzę. Na co ja: pani nie prawa tu być, to jest chodnik (a głos mam donosny) a potem po cichu: a żebyś spadła z tego roweru.

Sytuacja2: Idę sobie z X chodnikiem, to samo miejsce. Znów mijanka. Tym razem rowerzysta tylko kręci głową. Ja nie rozumiem dlaczego jego mina przypomina kota na pustyni w osobliwej sytuacji, bo ludzie są na chodniku, a on sobie bezkarnie jedzie.
Sytuacja 3: Dziś idę sobie chodnikiem z osobą Y. Słyszę dzwonek. Mówię do niej: zejdź, bo cię przejedzie (to samo miejsce co w sytuacji nr1 i nr2). Y schodzi, ale łapie spojrzenie starszej pani po 50 tce (dobra, Y jest starsza), które wykazuje dezaprobatę.  

Sytuacja4: Stoję z Y na przystanku i nagle czuję, że Y przyciąga mnie do siebie a obok mnie miga sylwetka rowerzysty...
Miejsce ...inne. 

Wczoraj zaś byłam świadkiem odwrotnej sytuacji (idę sobie chodnikiem bez ścieżki rowerowej).
Tym razem po całym chodniku i ścieżce szły dzieci z kolonii.
Ja wiem, że pas graniczny się wytarł, ale gdzieniegdzie widać znak roweru. Nadjechali rowerzyści i towrzystwo wróciło na właściwy tor.
\Później wchodząc już na dwupasmówkę (chodnik + ścieżka) minełam rodzinę idącą po ścieżce.
Posłałam im spojrzenie pełne politowania i pogardy.

Z kolei kiedyś jadąc na rowerze po ścieżce rowerowej kusiło mnie utrącenie faceta, który szedł po moim terenie.
Jednak bardzo się bałam o rower i skończyło się na dość głośnym odchrząknięciu, które przypomniało człowieczkowi gdzie polazł i że ma spylać z mojego teryrotrium. Na chwilę zszedł łaskawie bym mogła przejechać.


Rowerzyści: ogarnijcie się. Jesteście gościem na chodniku.
Więc szanujcie gospodarzy.
A najlepiej niech was oznakują...
Wystarczy, że piesi muszą użerać się z kierowcami parkującymi gdzie popadnie.

Piesi: Chodnik to chodnik. Tam się chodzi. Jeśli nie chcecie by szaleńcy na rowerach was mijali a wręcz "bili" kierownicami to nie łaźcie po ścieżkach rowerowych (chyba, że jest sama ścieżka a chodnika brak).
Z kierowcą auta możecie wygrać w sądzie.
Z rowerzystą?
Chyba w snach.

czwartek, 2 sierpnia 2012

Krótko o dzieciach

Kumpela mi marudzi, że moje zdanie nt dzieci zmienia się co pewien czas. 
Raz to słodkie maluchy, kiedy indziej to bachory, które należy wysłać do szkoły wojskowej.
W sumie nie da się jednoznacznie myśleć o dzieciach.
Jedne są grzeczne i powodują, że człowiek widzi "bycie kiedyś rodzicem" przez różowe okulary.
Inne są niesforne, hałaśliwe i niegrzeczne, co powoduje obrót sytuacji o 180 stopni.
Jak na razie widzę jeden podstawowy problem przy chowaniu istot poniżej 18 r. ż
Zwie się wychowanie bezstresowe. 

Za każdym razem, jak słyszę to słowo to dostaję drgawek i gęsiej skórki. 
No ludzie kochani...co to znaczy, że dziecko wychowane jest bezstresowo? 
Bo ja nie wiem.
Ciągle naraża się nas na stres. Szkoła, klasówki, zła ocena, dobra ocena, wystąpienia publiczne, egzaminy pod klucze (ponoć mają odejść do lamusa, pfffffffff)
Ponadto dziecko może być narażone na stres w komunikacji publicznej gdy niechybnie usiądzie na miejscu, bo jest zmęczone. Bo ma ciężki plecak.
I gdzie tu brak stresu?
Albo gdy mu autobus nie przyjedzie?
Albo rodzic się spóźni gdy będzie miał przysłowiowe dziecko odebrać z przedszkola czy szkoły?
Albo gdy kolejka u lekarza się wydłuża a dziecko chore to też zestresowane....
Nie ma czegoś takiego jak wychowanie bezstresowe. 

Dziecko za przewinienie powinno być karane.
Oczywiście stosownie do swojego wieku. Różnej maści psychologowie mówią o szkodzie jaką robi dzieciom bicie przez rodziców. I niestety klapsa też zaliczają do znęcania się.
Każdemu z rodziców puszczają nerwy. Wtedy dziecko dostaje klapsa. Ale ból szybko mija. Sama dostałam raz czy dwa klapsa i to w słusznej sprawie. To samo robią rodzice innych dzieci. Pokolenie powojenne paradoksalnie chowano bezstresowo. Bo choć w szkole się zdarzyło im oberwać gdy nie odrobili prac domowych a rodzicom zdarzało się poprawić to jakoś nie było mowy o katowanych dzieciach. Państwo najzwyczajniej na to nie pozwalało. 
Dzieci nie bały się, że rodzice stracą pracę, bo każdy ją miał a przynajmniej zawsze była szansa jej uzyskania (większa niż teraz). 
W zasadzie aż tak się chyba nie stresowały głupimi reformami w szkolnictwie (teraz dziecko ma węcej stresów w szkole niż kiedyś, bo: musi umieć pykać w komputer, mieć dobre ciuchy a w szkole nie otrzymuje nic poza marudzącym pedagogiem).
Społeczeństwo też wychowuje dzieci i jest za nie odpowiedzialne. Zanim więc użyjemy pewnych słów upewnijmy się czy koło nas nie ma krasnalka który chłonie wszystko jak gąbka. Mówmy powolnym i spokojnym głosem do dziecka zwracając mu uwagę. A żądni miejsca seniorzy niech nieraz się przejdą na spacer. Świeże powietrze dobrze robi na mózg. Bo nieraz widywałam sytuację na przystanku: przygarbiona staruszka wyglądająca jakby śmierć ją miała spotkać dostaje kopa jak dzieciak przy energetyku i wpada do środka publicznego transportu i czym prędzej siada jak królowa na dwóch miejscach potrącając przy tym wszystkim.
Niektóre dzieci już tym nasiąkły. 
Wsiadałam ostatnio do autobusu. Późna godzina była: raptem osiemnasta.
Czuję, że moją przestrzeń osobistą zaburza jakiś karzełek. Niestety robi to z wdziękiem słonia więc muszę ją przystopować: Spokojnie, zdążysz.
Problemu nie mam ja tylko dziecko. Bo jeśli teraz ośmiolatka tak się rozpycha by kupić bilety to jak się będzie zachowywać gdy wejdzie w nieszczęsny wiek pokwitania? Już teraz dziewczęta częściej goszczą w kartotekach policyjnych.
Może ja mam jakieś przedpotowe wyobrażenia o życiu kobiety, ale jeśli mężczyzna postępuje głupio: upija się czy urządza bitki z kolegami to nie znaczy, że kobieta w ramach równouprawnienia (???) ma robić tak samo. Znajmy swoje miejsce. Poniekąd kobieta potrafiła wprowadzać pokój i łagodzić obyczaje. Teraz trend się obróci? Oby nie. 
Nie wyobrażam sobie mężczyzn jako łagodzących obyczaje...no chyba, że zastosujemy zasadę: si vis pacem para bellum. Auć.

A puenta na zakończnie będzie taka. Kiedyś w czasopismie katolickim znalazlam wspomnienia katolickiej misjonarki działającej w Libii. Stwierdziła w swoich wspomnieniach, że dziecko wychowywane bezstresowo (przynajmniej w Libii) to takie, które wie, że jest chciane i kochane. Wręcz traktowane jako objaw Bożego Błogosławieństwa (albo litości natury jakby powiedział ateista).

czwartek, 19 lipca 2012

Odwieczny problem telewizji różnej maści czyli...misyjność


Ostatnio ciągle bombarduje się mnie (i resztę rodaków też) apelami o wnoszenie opłat za abonament. 
Abonament za użytkowanie telewizora.....(i radia niekiedy).
Większość z nas w telefonach różnej maści ma możliwość słuchania radia. 
Czy płacicie za ten odbiornik?
Nie no. Co to za pytanie zadałam?
W zasadzie normalne.


Urodziłam się w czasach gdy w Polsce istniały tylko dwa kanały telewizyjne. Oba były tzw. państwowe. Nie wiedziałam jako kilkulatka co to jest misja w wydaniu telewizyjnym. Byłam raczej zadowolona z Domowego Przedszkola, różnych bajek (Muminki, Muppeciątka , Smerfy, Gumisie, Luky Luck, Mała Syrenka, Goofy, Kaczor Donald*, Myszka Miki, Miś Coralgol, Miś Uszatek, Kubuś Puchatek, Czarnoksiężnik z Oz), odcinków "Awantura o Basię", "5-10-15", serii programów dla dzieci: Kulfon i Żaba Monika, w/w Domowe Przedszkole, TELERANEK, nawet Ziarno byłam w stanie WTEDY przełknąć (dzieci były bardziej swojskie - czyt. bardziej żywe i normalne). Co tydzień oglądałam z siostrą  Cotygodniową Listę Przebojów. W wakacje oglądałam WOW, Tajemnica Sagali, Pierścień i Róża, czy Maszyna zmian....
 Czasem wśród polskich produkcji (i polsko-niemieckich) pokazywały się typowe zachodnie seriale. 




Szkoła Złamanych Serc.
Dziewczyna Oceanu.

To wszystko było jakoś logicznie rozplanowane. Rodzice też sobie zawsze potrafili coś znaleźć na tych dwóch kanałach. Działał wtedy teatr telewizji. Nie było AŻ  tylu seriali. Za to było dużo teleturniejów.

Wielka Gra. 
Va Banque.
"Jeden z Dziesięciu" (na szczęście nadal istnieje).
Do tego w soboty towarzyszył nam "Miliard w Rozumie". 
W międzyczasie przewinęła się Familiada (która jest nieśmiertelna - upadło tyle rządów, a ona trwa jak tak mroźna świeżość po gumie Winterfresh).


A później nadeszła epoka ZŁA. Seriale złem? Powiedzmy. W końcu lat 90 telewizja państwowa pozwalała nam na spotkania z Lubiczami, Mostowiakami oraz Złotopolskimi. Do tego dochodził Państwowy Telewizyjny Uniwersytet Medyczny (czyli "Na dobre i na złe"). W sumie człowiek się przyzwyczaił. No na serio. Potem przyszła gorsza zaraza. 
I trwa niestety do dziś. 
W sumie nie wiem do czego mam do zaliczyć....
"Gwiazdy tańczą na lodzie", "Kocham cię Polsko", "Bitwa na głosy", coś a'la you can't dance+ x-factor. 
To nie wystarczyłaby "taneczna wersja" Szansy na Sukces? Wielkiego programu  rozrywkowego do którego przychodzili ludzie by coś wygrać, ale i się pobawić? Wystarczy mi też "Jaka to melodia?" do szczęścia. 
Po co małpować stacje komercyjne?
Przyznam się: z Polsatu oglądam tylko Rodzinę Zastępcza, bo tylko to jestem w stanie obejrzeć. Za to na TVN-ie zdarzy mi się od święta obejrzeć "Na Wspólnej". I nic poza tym. No może...dokumenty Ewy Ewart. A tak poza tym to nie jestem niewolnikiem telewizji. Jednakże człowiek po całym dniu chciałby się trochę odprężyć. A że książki za drogie to zostaje telewizja.
Brawo dla publicznej za filmy przyrodnicze. (z innych przyrodniczych zostało tylko NG - ale to tematyczny kanał więc się nie liczy). Brawo za dokumenty i relacje z różnych koncertów, nabożeństw innych religii. Czy ja coś takiego widuję u konkurenta? 
Nie. Co widzę? O ile słoneczna stacja puszcza jakieś klasyczne kreskówki dla dzieci o tyle z nowoczesną już gorzej. Czasem coś młodzieży się przewinie. Na przykład Merlin (?) i nowa odsłona BH90210. Podczas gdy Nowoczesna to głównie średniej jakości publicystyka i powtórki Najlepszego "Polskiego" Serialu jaki im się udało wyprodukować.
A jeszcze niedawno słyszałam pisk komercyjnych stacyjek, że też chcą prowadzić misję. 
Prowadzą. 
Robią wodę z mózgu rodakom. To bardzo ważna misja. A potem wkracza MisjaPubliczna i formuje z powrotem mózg, który wcześniej zmienił stan skupienia.
Może któregoś dnia włączając słoneczną lub nowoczesną stację zobaczę film gdzie parzą się dwa pingwinki a komentować ich życie będzie Pierwsza Polska Telewizyjna Feministka?


piątek, 29 czerwca 2012

Kim jest prawdziwy bogacz?

Kult sztuki był w Antyku.

Kult Boga był w średniowieczu.
Kult nauki był w renesansie.
Kult wojny był w baroku.
Kult rozumu był w oświeceniu.
Kult serca był w romantyzmie.
Kult pracy był w pozytywizmie.
Kult awangardy był w modernizmie.
Kult rasizmu i zacofania nastał wraz z drugą wojną światową.
Później był kult wolności jednostki.
Następował kult szatana, feminizmu, używek a nawet Elvisa i Maradonny.
co mamy obecnie?


Najgorszy rodzaj "kultu".
Kult pieniądza. 
Przedstawiciele tego wyznania to najczęściej tzw. nowobogaccy, których majątek nie zawsze pochodzi z uczciwej i ciężkiej pracy. (bo mówi się, że w Polsce życie uczciwe to oksymoron życia szczęśliwego). 
Nieraz kult pieniądza przechodzi na potomstwo nowobogackich. 
Traktują oni ludzi jak lalki. Myślą, że są panami i mogą o wszystkim decydować.


Niektórzy są bardziej bezczelni i pod otoczką "komentatora" życia codziennego i "przywar" narodowych propagują chamstwo stosowane.
Można mieć kasy jak lodu.
Można brylować na bankietach.
Poznawać nowe "smaki życia".
A jednocześnie można być bucem i zacofaną intelektualnie istotą. 
Obrażanie kogoś, bo jest czarny jest szczytem...ciemnoty umysłowej. A jeśli chce się krytykować tych, którzy tak robią to trzeba mieć w głowie tak by nie pogorszyć sytuacji osoby obrażanej.
Bo jak była pamiętna pielgrzymka pewnej grupy ludzi na JG to padło parę słów za wiele. I źle się wtedy stało. Bo jeszcze to rozdmuchano. Niestety zanim wszystko się rozeszło po kościach i zagoiło to nastąpiło otwarcie rany. Przez tzw. komentatora (do Stańczyka nigdy nie dorośnie-> chyba mało kto). W każdym razie obecnie znów przekroczono granicę dobrego smaku. 


Jak ktoś nie ma imidża* to nawet bycie celebrytą mu nie powinno pomagać. 
Chamstwo, buta i kretynizm musi być zwalczane niezależnie na jakim poziomie drabiny społecznej człowiek się znajduje (no nieraz to forma człowiekopodobna).
Jakieś kursy savoir vivru i intensywne lekcje logiki.




Dla mnie człowiek bogaty to taki, który ma przyjaciół niezależnie od sytuacji. Może na nich liczyć, a oni na niego. Nie jest jakiś tam nadziany forsą, ale też nie głoduje z biedy). 
Dla mnie człowiek bogaty to taki, który jest szczęśliwy (czym jest szczęście?). Nie przejmuje się pierdołami. Czyta książki i poszerza swoje horyzonty. 
Dla mnie człowiek bogaty to człowiek ZDROWY. I wolny.
A kim dla Was jest człowiek bogaty?


*imidż = ikra+ inteligencja wrodzona+ inteligencja nabyta (zależna jest od tej wrodzonej). 




co do znajomków Tego-Którego-Imię-Zdobi-Wszystkie-Gazety-I-Portale to popiszą, ponarzekają dla picu. A stan życia publicznego w tym kraju nadal będzie taki jak stan kont Grecji. A nawet gorzej.
Tylko ludzie mogą powiedzieć: DOŚĆ głupocie i bucie.
I ubóstwu. Zwłaszcza kulturalnemu... 
Pozotaje tylko czekać.