niedziela, 6 marca 2011

Wielokulturowość a my Polacy (część 1 - bardzo ogólnikowa)

Państwo polskie powstało w 966 roku kiedy to książę Mieszko I przyjął chrzest z rąk swojego teścia numer dwa. A właściwie za jego pośrednictwem. Najwyraźniej to była decyzja z kategorii "wybór mniejszego zła".
Lepszy Czech niż Niemiec. W każdym razie Czeski teść Mieszka bardziej do Niego przemawiał - wspólna kultura. Słowiańska. Efektem było ochłodzenie stosunków z I Rzeszą, które próbowali stopić cesarz Otton I i syn Mieszka, Bolesław Chrobry. Powstał wówczas plan stworzenia "pramatki" obecnej Unii Europejskiej. Niestety nic z tego nie wyszło, bo krótko po zjeździe w Gnieźnie, Otto zszedł z tego świata, a jego potomkowie nie byli aż takimi entuzjastami bratania się ze wschodnim sąsiadem. Co niestety pokutuje do dziś.
 Gdy zaczęto zespalać kraj nie zwracano uwagi na to, że zamieszkują go różne plemiona. Wychodzono z założenia, że w kupie siła. A przecież każde plemię było indywidualne. Ślężanie, Polanie, czy Mazowszanie mieli swój specyficzny język, inne bóstwa czy prawo. Później to zanikło, albo przetrwało tylko pod ogólną nazwą : kultura regionalna. Wszyscy stali się obywatelami Rzeczypospolitej, która dopiero się kształtowała. By później przeżywać rozbicia dzielnicowe, kolejne zespolenia regionów i znów rozbicia dzielnicowe. Na pewien czas państwo zniknęło z map świata. By w 1918 wrócić w pełnej krasie i blasku. I znów przeżywać turbulencje w latach 1939-1945. W międzyczasie w regionie było bardzo ciekawie pod względem religijno-kulturowym. Od momentu gdy Zachód Europy stał się podejrzanie niechrześcijański i mściwy (wypędzanie Żydów od wieku XII ego) Polska była zmuszona przyjąć grupę starszych braci w wierze monoteistycznej. Ludności chyba nowi sąsiedzi nie przypadli do gustu, skoro poszczególni władcy zdecydowali się wydawać edykty i akty prawne chroniące uchodźców. Najwyraźniej przełknięto tę gorzką pigułkę i po prostu przyjęto Nowych jako swoich. W końcu Nowi przyjęli część kultury państwa, które ich przygarnęło jak rodzina, co pewnie spotkało się aprobatą rdzennych mieszkańców i w ostateczności doszło do zbiorowej akceptacji imigrantów. Mogło to też spowodować, iż wielu uznało Polskę jako Ziemię Obiecaną. A w konsekwencji nastąpił pewnie wzrost migracji.
Cóż. Jeśli pozwalają Ci wierzyć po twojemu, nie palą twoich szkół i nie grożą śmiercią, a czasem pomagają to można stwierdzić, że przyjęto Cię jako swojego. Nie znaczy to, że nagle wszyscy się miłowali, kochali a kraj stał się słodyczą. Niemniej jednak Żydom od XII wieku było lepiej w Rzeczypospolitej niż w Europie Zachodniej. W międzyczasie na Polskie ziemie przybywali także Mongołowie, których potomkowie po dziś dzień zamieszkują wschodnie krańce Polski. W ich przypadku także musiała nastąpić powolna akceptacja. Część z nich zaimportował Konrad Mazowiecki. Książę chciał chronić kraj przed Zakonem Krzyżackim. Plan niestety nie został zrealizowany, ponieważ druga część Mongołów zawitała na Ziemię Polską bez zaproszenia i trochę ją ograbiła. W końcu jednak potomkowie Mongołów związali się mocno z Polską na tyle by pomóc Janowi III Sobieskiemu zwalczyć Turków Osmańskich. Walczyli w końcu przeciw swym braciom.
O ile te dwie narodowości (?) żydowska i tatarska związały się z tym krajem i pomagały/próbowały pomagać Mu w ciężkich chwilach, o tyle wiele słowian uwielbiało podkopywać Matkę Polskę. I to za równo jej rodzone dzieci (Polacy) jak i "adoptowane" (w ramach "adopcji" poszczególnych regionów - Litwa, część Rosji, Słowacja, Ukraina). W przeszłości niedawnej przez kraj przeszli Niemcy i Rosjanie. Zostawiając pamiątki w postaci bombek. Niekoniecznie choinkowych. Czasem zauważy się Romów - zwłaszcza w Glinojecku na festiwalu promującym ich kulturę. Mniejszości w Polsce jest wiele, a zarazem bardzo malutko :(. Na tyle mało by się wyróżniały.