niedziela, 2 grudnia 2012

trzy podejścia do "Pokłosia"

"Pokłosie"

Nowy temat odwracający uwagę przeciętnego człowieka od codzienności, podatków, rosnących cen i galopującego kryzysu. 
To też kolejne podziały na Żydów, polaków - antysemitów, anty-polaków i resztę.

"Pokłosie"
Byłam, widziałam, "wzruszyłam się"

Może jestem nieczuła, ale tylko dwa momenty wzbudziły we mnie litość objawiającą się łzami.
Pierwszy, gdy pies Kaliny zostaje zarżnięty w ramach zemsty (?), a drugi, gdy bracia wykopują szczątki ludzkie spod stodoły należącej niegdyś do ich ojca... 
Dobra - koniec tych czułości...
Pasikowski zbudował dość dobrze napięcie w filmie.
Pierwszy moment, gdy można poczuć gęsią skórkę - Franciszek Kalina wchodzi do lasu, by odnaleźć osobę, która go śledzi.** (a przynajmniej tak mu się wydaje). Przy okazji gubi bagaż - co jest dość powszechne w tym kraju...
Drugim momentem pełnym napięcia jest gdy Franciszek znów zapuszcza się w głąb lasu po akcji "odkupimy grzechy ojca". Znów ponosi klęskę - jako detektyw sprawdził się dopiero w archiwum gminy.
I na końcu - Józek odwraca się, by spojrzeć śmierci w oczy. 


 Muzyka jakoś niespecjalnie trafiła do mnie. Nie czułam nastroju filmu w  pewnych kluczowych momentach.
Jakkolwiek szanuję kompozytora (za stworzenie soundtracków), to liczyłam na inne typy melodii. 
Skoro uciekamy w thriller z podtekstem historycznym można byłoby użyć sprawdzonych trendów przy tego typu rozwiązaniach.
Trochę muzyki etnicznej, trochę dark ambient-u.
Może chodziło o oryginalność?

Film jest boleśnie prosty - choć wyłapałam AŻ jedną metaforę.
Na początku aura w filmie jest taka dość leniwa. Generalnie cały czas panuje zachmurzenie. Jeśli już pojawia się słońce to jest dość leniwe i ledwie prześwituje zza chmur. Ulewa pojawia się w kluczowym momencie filmu - przeczesywanie ojcowizny w celu odszukania szczątek dawnych obywateli wioski. To takie katharsis, jakie przeżywają bohaterowie...
I na końcu filmu mamy już pełne słońce. Gdy kości pomordowanych spoczywają w godnym miejscu.


Bracia Kalinowie - to de facto ta sama moneta. 
Początkowo Józef jest tą szlachetną jednostką, która walczy o szacunek dla płyt nagrobnych należących niegdyś do Hebrajczyków.
Jego brat aż kipi niechęcią do Żydów ("dzięki" diasporze amerykańskiej).
Mimo to Franek przełamuje się i pomaga bratu w dojściu do prawdy i odwiedza archiwum gminy. 
Ostatecznie pomaga bratu przy przeczesywaniu dawnego majątku ojca. Jego brat tchórzy. A może nie? I nie dlatego, że ginie...Po prostu jego umysł powiedział dość. To wszystko wydarzyło się w zbyt krótkim czasie by mógł sobie to poukładać...
Jego śmierć jest dość zaskakująca...Dlaczego akurat go urzyżowano???
Tak jak martwy pies Józefa wzbudził we mnie uczucia wyższe, tak śmierć jego pana wywołała we mnie niesmak.
Czy naprawdę POLAK zabiłby w ten sposób Polaka? Albo po prostu człowieka?
W dwudziestym pierwszym wieku? Gdy są inne sprawdzone metody pozbycia się niewygodnych jednostek?
Tu autor trochę pojechał po przysłowiowej bandzie.

No i mieszkańcy. 
Generalnie to jednolita masa, której nie podoba się "hobby" sąsiada.
O ile "ławeczka" bywa dość stałym elementem polskich wsi i przedmieść, to bitka w barze jest lekkim nadużyciem. Za słowa "kibicuję Lechowi Wałęsie" człowiek może dostać oklep? 
Jacy my bywamy primitywni...

No i ten tłum pod kościołem...
Prawie spadłam z fotela gdy starszy ksiądz zaproponował ludziom czuwanie w kościele, by ich trochę "ogarnąć"

No i ten młody ksiądz...
Odwrócono proporcje.
Starszy ksiądz pomaga Kalinom po pożarze ich pola, młodszy z chęcią by ich utopił w szklance wody.
Pasikowski tworząc postać "Młodego księdza" umieścił w niej swoje lęki i niechęć wobec młodego pokolenia. 
Czy naprawdę jesteśmy tak bezwzględni?
Czy naprawdę większość czeka tylko na to, by wygryźć starszych z ich stanowisk?
Ten stary ksiądz był jeszcze w pełni sił, a młody już zaczynał się panoszyć...
To nie młodzi nie mają szacunku do starszych.
My musimy żyć szybko. 
Rzeczywistość tego od nas wymaga.
A ktoś tę rzeczywistość kiedys ukształtował.
I to nie byli młodzi, bo wtedy siedzieli albo na dworzu i grali w klasy albo nosili jeszcze pampersy...


"Pokłosie"
Atmosfera wokół Stuhra.

Aktor z niego dość dobry. Widać, że można zrobić z nim wszystko.
Wcześniej grał młodych nieudaczników, którzy zawsze mieli pecha.
Teraz zagrał dorosłą rolę i też mi się bardzo spodobał.
Taka dojrzała rola...

Jak to mówią: są ludzie, krzesła, okna i parapety.
Cóż, jak ktoś nie widział filmu (legalnie czy nielegalnie) to niech siedzi cicho.
Jeśli widział, a nie rozróżnia fikcji od rzeczywistości to niech nie liczy na NFZ i sam sobie wykupi abonament u jakiegoś psychologa (może lepiej jednak psychiatry -> pewniejsza profesja).
A jeśli zżera go nienawiść to niech idzie do księdza, by odprawił egzorcyzmy. 
Podobno są skuteczne.

Czop  - też obrywa?

Poznałam tego aktora dzięki serialowi "Komisarz Alex". Wydawał mi się taki misiowaty i słodki. Dopiero w "Pokłosiu" go dostrzegłam i doceniłam.
Wniosek? Efekt Stuhra trwa.

Pasikowski - prowodyr całego zamieszania
Szkoda, że wcześniej nie zrealizował tego filmu. Np. gdy Gross opublikował swoich "Sąsiadów". Takie podwójne uderzenie nie byłoby aż tak bolesne dla narodu.*
Nakręcił film i zniknął...A jego aktorzy przyjmują ciosy ze strony entuzjastów (bynajmniej nie narodowych).
Tchórzostwo?
Nie...

Raczej wygodnictwo. I dbałość o własne zdrowie psychiczne.
Żeby wygrać w pokera trzeba mieć szczęście.


Brawo dla wszystkich aktorów za ich trud i pracę.

To chyba pierwszy film polski z podtekstem historycznym, który nie powoduje, że dostaję skrętu jelit. 

Tylko lekki niesmak w ustach (vide: obraz drwali bijących Kalinę za taką pierdołę).


Wniosek?
Idźmy do przodu pamiętając o przeszłości.

****************************************************************
* Dawkowanie trucizny jest skuteczniejsze gdy wkrapla się ją w odstępach czasu. Ktoś zada pytanie "jaka trucizna?"
Trucizna będąca de facto lekiem zwalczający niby łagodny nowotwór. 
Są takie nowotwory, które nie zabijają, ale czynią z ludzi kaleki.
Tu mamy nowotwór duszy.
** przepraszam, ale gdy Czop nadział się na gałąź parskęłam śmiechem, to takie ludzkie...