niedziela, 4 września 2011

Szczepionki itp.

Odkąd pamiętam rodzice zaciągali Mnie do przychodni min. po to bym otrzymała szczepionkę.
Niezależnie od tego, jak bardzo byli zajęci w pracy starali się przestrzegać mojego kalendarza szczepień. (to do rodziców, którzy czasem się tłumaczą, że nie mogli zabrać dziecka na szczepienie bo zajęci byli w pracy).
A i ja sama zaczęłam pilnować kalendarza szczepień...
Czasem aż nazbyt...

&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&

Mniejsza jednak o to.
Dwa lata temu wraz z nadejściem epidemii (strachu raczej) świńskiej grypy zaczęto wywierać na mnie presję by się zaszczepić.
A ja powiedziałam twarde polskie NIE!
I nie żałuję.
Fakt, że MZ pomogła mi wytrwać w tym postanowieniu - zdrowe podejście do problemu. (idealizm)
No i kochana dziura budżetowa też uniemożliwiły zakup placebo (w najlepszym wypadku) przez mój kraj. (kraj).

Pominę milczeniem fakt, że niektórzy po zażyciu tej szczepionki szybciej przenosili się na Łono Abrahama niż gdyby spotkali wirusa świńśgkiej grypy na swojej drodze i przegraliby ten level i ostatnie życie (jak powiedziałby informatyk).

A ostatnio GIS doniósł, że coraz więcej dzieci choruje na gruźlicę.
To o co był Pasteur?
To po co ta cała higiena?
Skoro rodzice nie zabezpieczają dzieci przed gruźlicą?
 I to nie tylko swoich dzieci, ale też cudzych.
W końcu dekalog mówi: NIE ZABIJAJ.
A 99,9 procent tego kraju (jak podają ehm media) to poniekąd katolicy przestrzegający raczej dekalogu. A zatem?
Skoro wierzymy, łazimy do kościoła to czemu nie szczepimy dzieci?

Na to, co się da?

Lekarze też pewnie mają jakąś winę, bo za mało propagują szczepienia.
Za mało mówi się o składach szczepionek.
Faktycznie jakieś wtopy z rtęcią też mogły być.
Tylko z rtęcią spotykamy się w domu (kretyńskie unijne świetlówki, dzięki żyję na Thomasie Eddisonie).
Albo u dentysty w postaci plomb.

Tu też spoczywa obowiązek etycznego programowania szczepionek.
Od projekcji syntezy przez wrzucenie produktu na rynek a skończywszy na podaniu dziecku/dużemu pacjentowi.
Możnaby stworzyć dobrowolny komitet społeczny złożony z ekspertów (chemików/technologów chemików/innych naukowców) powinien kontrolować co którąś szczepionkę by sprawdzić czy nie wystąpią u pacjenta (zwłaszcza małego!) reakcje niepożądane.
 Bo jakby nie patrzeć wielu rodziców nie szczepi swych maluchów z uwagi na niebezpieczeństwo wystąpienia autyzmu. Coś w tym musi być...
Kiedyś pewna znajoma dziewczyna powiedziała mi, że WSZELKIE produkty dla dzieci przechodzą rygorystyczne testy (próbowała podważyć moje zdanie, że w ogóle nie zwraca się na to, co się wrzuca do pokarmów dla niemowląt np mięso mielone w którymś z przetworów firmy X).

Nie chciałam biedaczki ściągać na ziemię (potencjalna technolog żywności).
Nie dałoby się tak naprawdę.
Idealistka.........
Biorąc pod uwagę różne wpadki w żywności dla dzieci mogę mieć niemal pewność, że w przypadku szczepionek sprawa ma się podobnie.
Dlatego kontrola przede wszystkim. Szczepić i kontrolować.