czwartek, 26 września 2013

O studentach, czyli jakimi jesteśmy wrzodami


Ostatnio mamy do czynienia z nagonką na studenta. Student w mniemaniu mediów to istota roszczeniowa i leniwa. Do tego gnuśna i głupia. Cóż...Lubimy się w kraju obrzucać epitetami. Nie szanujemy się wzajemnie jako ludzi. Przez duże „el”. Jestem studentką od kilku lat. To prawda, że mój poziom nie jest taki jaki oczekiwaliby wykładowcy. Tak samo jak studenci, którzy kończyli studia jednolite jeszcze kilka lat temu (w 2011 roku bodajże wyszły ostatni magistrowie, którzy uczyli się jednolitym systemem). Ciągłe perturbacje w programie nauczania mają swoje skutki. Człowiek jest zniechęcany do kreatywnego myślenia, bo musi wpasować się w klucz. W końcu Wisława Szymborska ledwo zdała maturę ze swojego wiersza. Chore, ale prawdziwe.


Tylko jak się włączy telewizje śniadaniowe, to ich poziom świadczy o tym, że kryzys w nauce polskiej zaczął się dużo wcześniej. Zważywszy, że telewizje tego typu nie są prowadzone przez młokosów mających po 26 lat. Tylko przez osoby będące w wieku średnim (35-45 lat). Czyli te osoby, które miały szczęście uczyć się w systemie „8+4+ studia”. O ile tematy o zdrowiu są dość przydatne, czy o kulturze, to kwestie kontrowersyjne nie zawsze mają sens bytu w tego typu programach.
10 minut na dany temat.
Czy urywka w wiadomościach.
Człowieka, który jest oczytany, nawet zahaczył o jakąś uczelnię (mniej lub bardziej „ważną”) szlag jasny
trafia gdy słyszy tyle błędów merytorycznych. Ja się w sumie nie dziwię, że niektórzy naukowcy nie będący tzw. humanistami* nie chcą się już wypowiadać na dane tematy w mediach, bo ich słowa zostaną zignorowane, przemiętolone.
Spójrzmy na dyskusje czy to w programie „Babilon” czy to w programie „Kawa na ławę”. Zupełnie jak w przedszkolu. Jeden przekrzykuje drugiego.

A teraz wróćmy do naszych studentów. Doszliśmy do tego, że jesteśmy roszczeniowi, kłótliwi. Nie szanujemy profesorów, doktorów, adiunktów. Są studenci i studenci. Tak samo jak pracownicy. Każdy może mieć gorszy dzień. 
Za poziom nauczania odpowiada MEN, nauczyciele, CKE, społeczeństwo (w  tym kadra naukowa).
I co? I nic.
prof. Hartman otworzył puszkę Pandory i się zaczęło...
Tylko gdzie był profesor gdy ojciec duchowy ex - minister edukacji wprowadzał gimnazja?
Przecież to było wiadome, że ten eksperyment nie skończy się dobrze. Wyrywanie dziecka z jego środowiska powoduje może nie tyle traumę, co pewne negatywne skutki na jego psychice. Nic dziwnego, że spada poziom nauczania. I dzieciaki są pozostawione same sobie.  
Rodzice często nie mają sił ani pieniędzy by pomóc dziecku albowiem za jego czasów uczono inaczej. Często lepiej.


Nauczyciel też ma przerąbane, bo nie wie jak się zachować gdy widzi początki dręczenia w szkole.
Wie, że jeśli zareaguje może mieć potem nieprzyjemności.
Nauczyciel to taka osoba z którą można zrobić wiele. Np wsadzić kosz na śmieci a uradowana młodzież będzie kręcić filmy i wrzucać na Google+, youtube, czy fejsa.

I społeczeństwo, a właściwie media też nic nie robi. 
Tylko tańczy jak im "Chochoł" zagra...

Co z tego, że się nagłośni problem jeśli dalej się go nie rozwiąże?

Jakim prawem narzeka się na studentów? 

A może szanowne profesorstwo "medialne"** nie chce spojrzeć w lustro, którym jesteśmy MY studenci?
My jesteśmy skutiem ich gnuśności i niekompetencji, niechęci do zrobienia czegokolwiek. Czegokolwiek, co będzie mocne, nawet od biedy medialne. 
Jednak będzie oznaką, że coś się budzi w narodzie.
Chęć protestu przeciw tym zmianom w nauczaniu.


Poziom nauczania w szkołach zależy często od profilu szkoły. Twierdzi się, że w prywatnych szkołach jest wyższy poziom nauczania. Z kolei w publicznych dziecko przynajmniej jest zintegrowane z całym społeczeństwem. Widzi jego problemy. I nie przypominam sobie, by którykolwiek z moich nauczycieli wpajał mi, że mam być rozczeniowa. 
Poziom relacji

Nauczyciel




Uczeń


Okrajanie programów nauczania, wywalanie nauczycieli ze szkół jak wyrzuca się odpady bio do kontenera (bo za mało uczniów i niż) także nie pomoże przyszłym studentom.
Skoro jest tak źle, to dlaczego nie idziemy dalej? 
Nie wymyślacie nowych programów, które rozszerzą horyzonty młodzieży?


Gdyby Picasso szedł Waszym torem myślenia, to nigdy nie stworzyłyby swoich obrazów.
Pełnych abstrakcji, głębi.
Jego osiągnięciem (jak wielu spośród nas) byłoby machnięcie słoneczka, chmurek, kresek z kółkami.

Zupełnie jak dziecko w przedszkolu, które uczy się mieć pędzelek w rączce, lub kredkę i ćwiczy łapkę. 
Często na próżno, bo w coraz większej ilości szkół są tablety.
Może jeszcze nie zastępują produktu wycinki drzew i zestawu metalu i różnej maści polimerów (długopis), ale kto wie? Wszystko przed nami.

To obecni studenci są porażką systemu nauczania.
Tak.
Ale nie zamiatajmy problemu pod dywan.
Albo niedługo na maturze z matmy osiągnięciem będzie rozwiązanie zadania z jedną niewiadomą, baaa. 
A może rysowanie grafów?
Albo "grafuf"



 *humanista to człowiek o otwartych horyzontach: Kopernik, Da Vinci, Newton, Kelvin…. – no ten ostatni to był człowiekiem żyjącym w oświeceniu, ale miał otwarte horyzonty tak jak jego szanowni towarzysze
** neologizm stworzony na potrzeby obecnych czasów, mamy dyżurnych medialnych specjalistów i "specjalistów"

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Nowy sposób transportu "kibiców" piłki nożnej

Uważam, że premier powinien zawiesić tzw imprezy masowe. Tzn nie wszystkie. Tylko te w których istnieje ryzyko zadymy. A są nimi najczęściej mecze piłki kopanej. Mecze, które wcale nie kultywują kultury sportu.
No dobra...
Niech nie gra Ekstraklasa i II liga.
III, IV i V to zazwyczaj mecze o charakterze towarzyskim aniżeli strategicznym...
Jak dodamy jeszcze do tego poziom gry reprezentacji narodowej, to już mamy przepis na zadymę opatrzony 10 gwiazdkami w pięciostopniowej skali...

W każdym razie PKP podstawia złe pociągi!!!
Szlag mnie trafia, gdy podstawawia się takie piękne (choć zwykłe składy) EZT (czy jakoś tak).

PKP Cargo ma idealne wagony do przewozu tego typu osobników!!!
Ewentualnie można zrobić kolejową wersję tzw. więźniarek.

Oczywiście tylko dla panów, bo kobiety (mimo równouprawniena w głupocie także) zachowują szczątki rozsądku. A te, które zachowują się w sposób uwłaczający kobiecie (namiętnie klnąc i tłukąc się z innymi) najwyraźniej kobietami są tylko pod względem biologicznym.

I na koniec.
Zakaz meczy gry w piłkę nożnej dotyczyłby tylko męskich drużyn, bo:

a) kobieca piłka nożna to nadal egzotyka (nawet dla PZPN)
b) football kobiecy mimo całej zaciętości (taaa, kobiety są bardziej waleczne) nie generuje idiotycznych zjawisk w postaci zachowań człowieka pierwotnego - kto  ma większą maczugę, jest lepszy

Dlaczego to piszę?
Bo boję się, że któregoś dnia i mój pociąg zostanie rozwalony przez grupę orangutanów (przepraszam ekologów, jeśli uznam, że obraziłam te cudne stworzenia) w ludzkich powłokach.

Wystarczą mi te siwe pasma, które mam od wczesnego dzieciństwa.

poniedziałek, 29 lipca 2013

Ubój rytualny, czyli kto kogo robi w krowę

Kilka tygodni temu nasz wielki i genialny sejm opowiedział się za zakazem uboju rytualnego w Polsce.
Dano do zrozumienia osobom z rodzin żydowskich i muzułmańskich, że powinni sobie szukać innego kraju do życia.
No tak.
Prawie 100 tyś ludzi powinno wyeemigrować za granicę, bo rząd odmówił im normalnego sposobu ubijania zwierząt (w mniemaniu tych grup religijnych). Nie każdy może zostać weganinem.
Tak, tak. Weganinem.
Spożywanie jaj kurzych jest równie okrutne, co spożywanie mięsa.
Obecnie kury żyjące w klatkach mają dość beznadziejny żywot. Non stop muszą skladać jaja, a później są ubijane w nie mniej drastyczny sposób aniżeli krowy czy inne stworzenia tuczne.
Ubój rytualny nie jest taki zły, jak go malują.
Zadaniem rzezaka (muzułmańskiego czy żydowskiego) jest zarżnięcie krowy tak, by jak najmniej cierpiała.
Jak ciachniemy się w tętnicę, to dlaczego lecimy do szpitala?
PROSTE, ale jakie trudne.
Żeby się nie wykrwawić.
Zawsze byłam na bakier z biologią. Jednak podstawowe rzeczy człowiek znał i wiedział.
Oczywiście fachowców czyli pracowników SGGW, czy innych uczelni zajmujących się żywnością i zwierzętami nie łaska spytać.
Krowa ma dać mleko lub mięso.
Kura ma dać jajka...
Itp.
Oczywiście należy całe życie dobrze traktować zwierzęta, a nie w chwili śmierci.
Czytałam wywiad z profesorem z Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu. Czytałam też wywiad z żydowskim rzezakiem.
Moje spojrzenie na sprawę?
Niech każdy żyje wedle siebie, ale nie narzuca innym swoich obyczajów.
Co innego, gdy kobiety muzułmańskie muszą schować swoje hijaby do szafy (choć w Polsce nie ma przepisów zakazujących noszenia tych wdzianek), a co innego, gdy ingeruje się w dietę i nawyki żywieniowe innych ludzi.
Przecież oni galaretek też jeść nie mogą.
A teraz jeszcze mięsa mają nie jeść?
A dieta wegańska wcale nie jest zdrowa.
Pewna kobieta żyła wg diety wegańskiej.
Po pewnym czasie musiała zrobić badania w celu kontrolnym.
Lekarz kazał (a przynajmniej zasugerował) powrót do produktów POCHODZENIA ZWIERZĘCEGO.
Biedaczka miała za wysoki cholesterol.

Dziwne...

Mi wcale nie chodzi o lamenty strony izraelskiej.
Niech gadają sobie, co chcą.

Jak to możliwe, że w kraju, który jest czlonkiem UE przyjmuje się prawa podyktowane ideologią, a nie zdrowym rozsądkiem i ekonomią?
Ekolodzy...
tzn pseudoekolodzy...
załóżcie rezerwat i zamknijcie się tam, a reszta normalnych podda się zwykłemu łańcuchowi życia.
Zjedz albo ciebie zjedzą.

wtorek, 18 czerwca 2013

Partie Narodowe czy są potrzebne?

 Patrząc aktualnie w dzienniki tvn (cudowna skabnica wiedzy) możnaby stwierdzić, że dzisiejsi narodowcy są anty-Tuskowi, anty-muzułmańscy, anty-gejowi.

Chyba najbardziej jednak anty-narodowi. Paradoksalnie. 
Pieprzy się o zagrożeniu islamem. Aktualnie wielu ludziom zagląda głód w oczy. 
Perspektywa odrzucenia przez społeczeństwa jest gorsza niż jakieś panny w turbanach rozdające róże (sama inicjatywa piękna, ale mało skuteczna by przekonać do siebie nasz naród, który wszystko wie lepiej).

Partia Narodowa nie powinna mi się kojarzyć z kibolami.

Durnymi wpisami w internecie. 
Partia Narodowa powinna walczyć o czystość mowy polskiej (tak, wiem, też mi się zdarzy zanieczyścić mowę przodków jakąś obcojęzyczną wstawką lub słowem wysoce niepoprawnym politycznie).

Partia Narodowa powinna się domagać od rządu KONKRETÓW w kontekście ochrony zdrowia, ochrony pracy, właściwej edukacji. Jak dotąd tylko widzę grupę istot, które żądają "męszczyzn" zamiast pardon ciot.
To Partie Narodowe (działające przecież w imię dobra narodu) powinny pilnować placów zabaw dla dzieci (by maluchy mogły się wyszaleć na dworzu zamiast pykać w nintendo lub podziwiać czyiś skuter na fejsie). 
To Partie Narodowe powinny protestować skutecznie przeciw wykupywaniu polskiego majątku. Dziś jedna firma, jutro kolejna.
Kto produkuje dla Polski pendolino? No Włosi. Bo sami się zniszczyliśmy. 

Wisi mi to, czy za kilka lat będę zapylać na rynek nadal w jeansach czy już w zasłonce na twarzy, bo tak mi nakażą. 
Człowiek chce przede wszystkim jeść i żyć.

Jak na razie widzę kretyńskie hasła, kłótnie z przedstawicielami narodu, którzy nigdy nie powinni siedzieć w ławach sejmowych....

Partio Narodowa przebudź się...

sobota, 8 czerwca 2013

o wszystkim...

Kobiety zachodnie nadal muszą walczyć o coś, co jest naturalne. Poszanowanie w pracy, brak seksistowskich dowcipów na ulicach i powdwórkach. 

Dziwne nie?? 


Ostatnio był tzw. marsz szmat. 
Pierwsza Profesor skomentowała to tak:
"Jeśli kobieta ubiera się wyzywająco to prosi się o gwałt"

Tak, a facet, który z tego powodu napada na kobietę i ją gwałci aż prosi się o nazwanie go stworzeniem bezmyślnym, podlegającym instynktom.

Jeśli kobieta mówi NIE, to oznacza NIE.

Może bywamy troszkę pokręcone, może wydajemy się być chodzącą sprzecznośćią, ale dbamy o swoje samopoczucie na dłuższą metę.
Jeśli kobieta nie czuje potrzeby, by ponieść się pierwotnym instynktom, to należy to uszanować. 
Ja rozumiem, że niektórzy tłumaczą to "wyzwoleniem kobiety". Faktycznie mocno wstawiona dziewczyna jest dość mało przyjemnym widokiem. W końcu, co wolno facetowi (a i to nie powinno być akceptowane) nie powinno być dozwolone dla kobiety. 

Nie wiem, może wprowadźmy jakieś patrole na dyskotekach, które będą pilnować ilość alkoholu pochłanianego przez kobiety, skoro nie można niektórym zagwarantować bezpieczeństwa? Bo padną ofiarą szaleńca? Albo idioty o poglądach rodem z ultra ortodoksyjnego kraju?? 

Kobieta w Kościele to wg femnistek istota drugiej kategorii. Nieprawda. Jest żoną, matką. Przecież Jezus (PzN) był pierwszym feministą na świecie. Dlaczego ukazał się kobietom po zmartwychstaniu?
Dlaczego powstrzymał mężów w prawie przed egzekucją cudzołożnicy?

Późniejsze podejście do kobiet w Kościele było wypadkową męskich ambicji. Oto mężczyźni walczyli o honor, pozycję w organizacji. Ktoś musiał usunąć się w cień. A to źle. W końcu odkąd podzielono społeczeństwo na duchowieństwo i laikat zaczęły się problemy. 
Wyższe duchowieństwo (np w PL) nie rozumie problemów ludzi, choć teoretycznie próbuje to zrobić. Niższe duchowieństwo ma własne problemy natury etycznej, relacji probosz - parafianie.
Częściej ulegają pokusom materialnym. A wierni na to patrzą. A biskup ewentualnie przesuwa takiego duszpastrza w bardziej ustronne miejsce. 

Jeśli wyleczy się problemy duchowieństwa i przywróci się tradycje z początków chrześcijaństwa problem kobiet może nie zniknie, ale zostanie zmniejszony. 

Pozycja kobiet w polskich kościołach ewengelickich wydaje mi się na wyższej pozycji. Albo po prostu to wszystko lepiej wygląda bo jest "nowe". Tak, żony pastorów mają swoje obowiązki. Prowadzą różne akcje charytatywne, pomagają kobietom wspólnoty. Podobnie jest w kościele prawosławnym. Żona księdza prawosławnego ma moc. 

Czy zatem powinno nakazać się kapłanom kościoła rzymskiego żenić się? 
Trudno powiedzieć. Obowiązek celibatu pochodzi z początku okresu II milenium naszej ery i nie jest podyktowany Pismem Świętym. Myślę, że chytry często dwa razy traci. W końcu zdarzają się panowie, którzy pomimo święceń schodzą na "złą" drogę i dokonują aktu stworzenia nowego życia z kobietą, którą poznali i polubili.
Wszyscy o tym wiedzą, ale udają, że nic się dzieje. Czasem może fałszywe oburzenie się wkradnie.


Mimo, że sama jestem dość letnia pod względem obowiązków chrześcijanki, to z niechęcią słucham o wynurzeniach czołowych polskich "ateistów". Wpisy na forum na temat katolicyzmu bywają bardzo krzywdzące. Nie wiedzieć czemu ci ochrzczeni lubią na sobie jako członkach kościoła wieszać psy. Bo wg statystyk spora część rodziców niezależnie od stanu praktyki osobistej chrzcziła dzieci, by żyło się im łatwiej. Czy lepiej? Nie można stwierdzić.
Jak wspomniałam w poprzednim odcinku poziom lekcji religii jest tragiczny. Bo lekcja ta stała się masowa. Księża czy katecheci przyjmują jako naturalne, że szkoła gwarantuje naukę religii katolickiej. A i tak młodzież wychodzi z brakami ze szkoły pod tym (i każdym innym względem). Nauka religii w salkach w soboty powinna być opcjonalna, a lekcje religii zastąpione nauką matematyki (może nie będzie tylu naiwnych i wierzących w Wielkich Plichtów). 
Oczywiście szkoły wyznaniowe powinny być osobną kategorią dla ministerstwa. W końcu szkół przynajmniej katolickich nie jest tak wiele. Rzekłabym, że 5-10 procent całego szkolnictwa polskiego. Szkoły żydowskie też są w mniejszości (Warszawa i Łódź), a innych szkół wyznaniowych nie ma. Np. medres czy zwykłych szkół muzułmańskich. 

To źle, bo jak wspomniałam takie generalizowanie powoduje, że ludzie stają się nietolerancyjni. Mierzi ich gdy widzą coś nienaturalnego dla krajobrazu polski.

Chociaż wstyd przyznać wczoraj sama zapuszczałam żurawia na dwie zasłonięte kobiety a'la "jestem muzułmanką". To było podyktowane ciekawością. Bo choć funkcjonuję w mieście, gdzie istnieje wiele kultur, przedstawicieli innych nurtów filozoficznych nadal bywam zaskoczona widokiem zakutanej istoty.

Oponenci multi kulti wskazują na przykłady Francję, Wielką Brytanię. Oba te kraje sprowadziły sobie na głowę kataklizm w postaci przybyszów z dawnych kolonii. Mieli pracować, bo rodzimym obywatelom się nie opłacało. Teraz za niewolnika robią nasi, więc nasi harują na obie kategorie: imigrantów nierobów i budzących się z letargu bezrobotnych autochtonów. Do czasu. 


piątek, 7 czerwca 2013

krótka wypowiedź

Kobieta.

Dwa chromosomy XX
Pochodna mężczyzny.
Słaba płeć
Przyczyna niejednej wojny


To tyle wstępu.
Kim w dzisiejszym świecie jest kobieta?
Matką
Żoną
Kochanką
Więźniarką
Lekarką

Prócz tego może być:
- ateistką
- buddystką
- hinduistką
- politeistiką

jak również: żydówką/chrześcijanką/muzułmanką.

Każda filozofia ma sposób "na kobietę". Jedna propaguje "róbta co chceta ze swoim ciałem, nawet możecie je doszczętnie wyjałowić" inna: jesteś głównie do płodzenia dzieci i usługiwania mężowi. Jeszcze inna zezwala na realizowanie siebie nie tylko przez ciężką pracę fizyczno-umysłową, jaką jest dom. Przez wieki sposób traktowania kobiet ulegał zmianie. Zazwyczaj jednak pozycja kobiety w czasie wojny była delikatnie mówiąc nie do pozazdroszczania. Bywała łupem wojennym. Często bywała upadlana...Poprawka to honor rodu był plamiony. I to niezależnie czy mówimy o północnym globie, czy południowym. 

W PL była bardzo specyficzna sytuacja. Kobiety czy to w okresie renesansu, czy we wcześniejszych epokach miały wielkie poważanie. Rozporządzały majątkiem, prowadziły interesy. Oczywiście wszystko przy zachowaniu
tradycyjnego podziału ról biologicznych. Byliśmy ewenementem. Później to wszystko stanęło na głowie. I o ile chłopka dalej miała to swoje równouprawnienie o którym wspominała Orzeszkowa we wstępie do "Nad Niemnem" o tyle kobieta ze sfer była już dobrem rodu i przekazywano ją sobie z rąk do rąk. Kobieta ze sfer musiała odbyć edukację, jednak tylko po to by wprowadzić ją w stan frustracji (jeśli była świadoma niesprawiedliwości -> pierwsze dyplomowane lekarki to XIX wiek, i bardziej schyłek...).

Jak tu cię ma szlag nie trafić, jak nie możesz praktykować bo zamiast czegoś w spodniach masz coś w gorsecie?

Dobra, wywalczyłyśmy swoje prawa za pomocą sufrażystek i ich potomkiń feministek. Prawo do nauki, rozwodu etc...

Dziś feministki zachodnie (także nasze rodzime) zapominają o dbaniu o interesa kobiet i zajmują się interesami wszystkich, tylko nie kobiet właśnie.

Femen zaliczam jako atrakcję dla panów.


Jest tymczasem twór zwany feminizmem muzułmańskim. Na czym on polega? A no kobiety działające w tego typu organizacjach odkurzają właściwe hadisy, fragmenty Koranu traktujące o właściwym traktowaniu muzułmańskiej kobiety. W końcu wg wielu entuzjastów Islam to religia o charakterze nieco feministycznym. No tak. Nie wolno zaprzeczyć. Prawo do życia, prawo do nauki, do pracy (nie tylko na rzecz rodu), ale i samej siebie..

Niestety właściwe informacje nie mają wzięcia w mediach jako takich i woli się przytaczać wpadki "świętych" mężów, którzy może i Koran znają, ale naukę inrerpretacji zaniedbano na poziomie szkoły podstawowej tudzież pierwszych stopni wtajemniczenia podczas szkolenia w medresach.
W każdym razie walka o prawa kobiet z krajów, gdzie spora większość obywateli ma przodków muzułmanów i sami niekiedy wyznają islam "od A do Z" powinien odbyć się zgodnie z regułami, które nadały kobietom podstawowe prawa. 
Prawa, które skodyfikowano dopiero na przełomie XIX/XX wieku w świecie zachodnim.
Wiedza jest idealnym orężem do walki z głupotą, chęcią irracjonalnej zemsty, ślepym papugowaniem niektórych przepisów i zapisów. 


Jak widać chrześcijaństwo obrywa od tzw. wolnych mediów i ludzi pozujących na ateistów. Jak skończą z Nami, chrześcijanami zabiorą się za muzułmanów. 

Możnaby stwierdzić, że islam jest gwarancją przetrwania chrześcijaństwa, a wolność muzułmańskich kobiet jest ściśle powiązana z wolnością chrześcijanek.

I dlatego walcząc o prawa muzułmanek nie ma sensu rozbierać się, bo to przynosi więcej szkody niż pożytku.
Poza tym zdarza się, że osoby poznające islam nie zwracają się ku niemu, ale jeśli są chrześcijanami nawracają się. Taka swoista ironia losu...

Na zachodzie prawa nam kobietom nie zostaly dane "na raz". Musimy o nie ciągle walczyć. W PL wybitnie.
Bo źródłem zagrożenia dla wolności kobiety nie jest kler, jak próbuje wmówić nam strona "wyzwolona". To świeccy są często zagrożeniem. Ze swoimi anachronicznymi miarami i planami, co do wszystkich kobiet w PL.
Nie każda kobieta nadaje się na matkę. I bardzo dobrze, że wiele z nich nie decyduje się na dzieci. Dla dobra tych dzieci i narodu.

Choć islam, według których jest przeze mnie nieco gloryfikowany, nie uznaje opcji: kobieta nie ma dzieci, bo nie chce. Chyba tylko bezpłodność może ją "zwolnić" z posiadania potomstwa. A i to niekoniecznie, bo przecież po spełnieniu zasad przyzwoitości jest możliwe zastosowanie in vitro - komórka jajowa żony i nasienie jej męża. Przecież co nie jest zabronione, jest dozwolone. Albo adopcja...Na odpowiednich zasadach - dziecko ma swoje nazwisko, rodzic adopcyjny nie przejmuje majątku dziecka. Itd. 

No i dlaczego muzułmanka miałaby nie chcieć dzieci? Przecież dziecko to objaw Bożego Błogosławieństwa. W chrześcijaństwie, czy judaizmie też. Ale o ile ten drugi jest dla mnie troszkę ezgotyczny (tak, tak, mamy pięcioksiąg, i tyle naszego kontaktu z judaizmem).
A w wypadku chrześcijaństwa koncepcja "Dziecko jako objaw Bożego Błogosławieństw" bywa nieraz źle wykładana albo wcale. 
Poziom nauki religii w PL jest żenująco niski. Nie każdy ma ambitnego katechetkę/ambitną katechetkę, który chce nie tylko przekazać swoją wiedzę dotyczącą teologii, ale i swoje spojrzenie. Częstokroć jest przedstawione czyjeś stanowisko, ale nie zawsze poparte właściwymi argumentami.
Cały czas mam na myśli wykładaną religię katolicką obrządku rzymskiego.

koniec części 1

niedziela, 2 czerwca 2013

programy traktujące o celebrytach i inne takie

Celebryta - osoba znana z tego, że jest znana


Szczerze mówiąc ostatnio słabo się orientuję w życiu nie mającym nic wspólnego z uczelnią, pojęciami fizykochemicznymi. Owszem wiem jakie zmiany zachodzą w podatkach, cenach surowców.
Jednak śledzenie tego, kto co powiedział, kto kogo zna, z kim się spotykał nie uważam za podstawę swojej ludzkiej egzystencji. Jest mi z tym dobrze.

Reaguję dopiero wtedy jak przez przypadek widzę paru dziennikarzy, którzy zamiast wziąć łopate i zacząć kopać tunel dla warszawskiego metra, preferują bardziej "ambitne zajęcie" w postaci "dokopmy celebrytom".

Szczerze mówiąc poziom wielu wypowiedzi dziennikarzy jest tak żałosny, że pozostaje się zastanowić czy upadek polskiej oświaty nie zaczął się przypadkiem w latach 80, 90, a nie na poczatku milenium. 

Tytuły artykułów portali internetowych przypominają tytuły najgorszych brukowców, których przeznaczeniem jest skończenie jako namiastka papieru toaletowego. 
A i tak gdy się czyta artykuł (a ja za artykuł rozumiem stronę A4 lub więcej), często można mieć wrażenie, że nie był pisany przez osoby z poniekąd wyższym wykształceniem tylko przez dzieci, którym gramatyka i ortografia dopiero się kształtuje (1-2 klasa SP).


Doprawdy nie rozumiem, jak taka inteligentna dziennikarka, której imienia wolę nie wymówić może się tak umysłowo upodlić? 
Poświęcenie uwagi na tzw. słeet focie powinno być zajęciem dla psychologów, czy socjologów. 

Słeet focie mogą być problemem dla osób tworzących sobie alternatywną rzeczywistość.
Ale nie dla dziennikarzy. 
No chyba, że problem się rozwiążą a biedacy nie będą mieli o czym rozprawiać.




1. Narzekacie, że brudno w mieście? 
Wziąć worek na śmieci, szczotkę i cisnąć.

2 .Narzekacie, że parkuje się na tzw. kopertach? 
Upomnieć koleżanki (czy kolegów), którzy tak robią.


3. Narzekacie, że pociągi nie kursują zgodnie z rozkładem?
Ułóżcie taki rozkład, który będzie uwzględniał stan torów, robót etc. Może wam wyjdzie lepiej. A najlepiej zacznijcie remontować trakcje. Życzę szczęścia.

4. Narzekacie, że w kraju jest antysemityzm?

Zastanówcie się, czy któreś z Waszych kolegów nie ma z tym problemu i pomóżcie mu.


sobota, 1 czerwca 2013

Hej za rok matura...


Zakwitły kasztany, to znak, że rozpoczęły się matury. 
Te słowa mogły zabrzmieć eterycznie zwłaszcza w dzisiejszej rzeczywistości. Rzeczywistości w której młody człowiek nie traktuje matury jako wielkiego wydarzenia. Jest to po prostu większa klasówka. I tyle. Nieraz poziomem odbiegająca od szkolnych sprawdzianów. (bywało, że matura była łatwiejsza niż niejedna klasówka). No cóż...reforma edukacji zrobiła swoje. 
A za dwa lata kolejna zmiana w tej dziedzinie. 
Mój wykładowca często przytacza słowa z których wynika sens: Zostaliśmy skrzywdzeni reformą edukacji.
I to prawda.
Nie każdy jest predestynowany do studiów. (czy to rozpoczęcia, czy to ich ukończenia).

Za czasów młodości naszych rodziców i dziadków odbywała się naturalna selekcja. Najzdolniejsi szli do Liceum (i tak nie każdy miał szanse je ukończyć). Jak nie do LO to szło się do technikum mogąc spodziewać się pracy po ukończeniu szkoły. Ostatecznie zostawała szkoła zawodowa. 

Istniała pewna równowaga w przyrodzie. 
A dziś? 

Wszyscy widzimy.
Tylko czemu nie oponujemy? Czy wyssano z nas siły życiowe? Że zachowujemy się jak śnięte ryby?
Bo jeśli teraz nie zaprotestujemy przeciw upadkowi polskiej szkoły to cofniemy się do bardzo wczesnego okresu Polski Ludowej, kiedy to większość narodu musiała uczęszczać na kursy pisania i czytania. 
A może nam taki wstrząs jest potrzebny?

Kwit z pralni odsłona 1

http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,14019912,Ekspert__USA_nie_powinny_rozszerzac_programu_bezwizowego.html#BoxWiadTxt

Pytanie za 100 pkt.
Czy to Polacy rozwalili te wieże WTC?
Czy to Polacy urządzili ze  święta sportu masakrę?


No kurczę nie.
Jedynym przestępstwem Polaków w USA było to, że niektórzy zapominali umówić się na herbatkę z urzędnikiem imigracyjnym i omówić kwestie dalszego przebywania na terenie Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnych.
Bywa.

Jakim prawem Polacy są na szarym końcu w kwestii wiz?

A zresztą.
Wg niektórych  znajomych Amerykanie też powinni starać się o wizy w PL. 

Wstańmy z tych kolan, bo odciski zamienią się w rany, a rany w gangrenę, a gangrena w sami wiecie co.




America - wake up!.

Or maybe you want to be alone?

It's your business.

piątek, 3 maja 2013

Wiosna

Wiosna w końcu wróciła do Polski. To wspaniale! W końcu ile może padać śnieg paraliżując miejską komunikację?
Tak jakby zawsze kursowała punktualnie...W każdym razie zima utrudniała nam życie aż do końca marca.
Z drugiej strony chodniki były wolne od amatorów ekologicznej jazdy.
No właśnie. Są rowerzyści i rowerzyści. Tak jak są kierowcy i kierowcy, czy piesi i piesi.
Rowerzysta może jechać po chodniku, gdy ma on 2 m. - tak mówią przepisy.

Jak to jednak w życiu bywa (zwłaszcza w PL) przepisy swoje, a ludzie swoje. Dziś znów czułam się jak intruz na chodniku. Idąc do kościoła po chodniku o szerokości ok. 1,2 m (może 1,5 m) zeszłam na bok by przepuścić rodzinkę na rowerze. Ojciec rodziny i tak łypał na mnie okiem pt "co ty tu robisz".
 No przepraszam, ale chodnik z nazwy wskazuje nam na czynność, którą powinniśmy na nim wykonywać. A mianowicie chód. A jezdnia to miejsce gdzie się zazwyczaj jeździ (ew. idzie na pielgrzymkę we właściwym sezonie). Później perfidnie szłam na całym chodniku (z osobą towarzyszącą) o szerokości 1 m. Młodzieńcy jadący naprzeciw nie mieli zbytniego wyboru i musieli się zatrzymać. Mijając nas użyli słów

"Nie mogły k... zejść?".

Myślę sobie, gdzie jest Straż Miejska?
Świętuje w kościele rocznicę uchwalenia Konstytucji 3 Maja.

Dziennikarze co pewien czas uwielbiają łapać się tematu "Uwaga, Rowerzyści!!". Niestety mam często wrażenie, że są oni ofiarami w reportażach tej czy innej stacji.
No cóż.
Nie posiadam ani nie posiadałam karty rowerowej, ale gdy wyruszam na przejażdżkę korzystam ze ścieżek. Lub chodników (po których NAPRAWDĘ) nikt nie chodzi, bo są przy trasie i zobaczyć na nich człowieka jest niemal nie sposób (chyba, że na rowerze :) ).

Szanowni Rowerzyści, jeśli nie znacie przepisów, to nie zachowujcie się na chodniku jak kierowca na jezdni chcący pokazać swoją władzę. Czytajcie znaki graficzne. Jesteście na chodniku gośćmi. A gość nie powinien dominować nad gospodarzem.

Szanowni piesi nie chodźcie ścieżką rowerową, a jeśli już to chodźcie gęsiego jakbyście szli po jezdni.

środa, 2 stycznia 2013

Wojna na ogonki - moje spojrzenie

http://www.tokfm.pl/blogi/cicer-cum-caule/2012/12/po_co_nam_w_pisowni_rz_ch_o_apeluje_o_zmiane_
ortografii_w_imie_kultu_jana_brzechwy_dla_ulatwienia_zycia_dzieciom_i_z_okazji_swiat/1?bo=1#C


Tak sobie myślę...
Czy Pan profesor może mieć rację?
Przykro mi, ale niestety nie mogę się z Nim zgodzić
Dlaczego?
Pytanie to jest wręcz banalne.
Chwilami może obrażać inteligencję przeciętnego czytelnika.
Czytając bajkę dziecku, robimy to naturalnie. 
Akcentujemy nosówki, kiedy trzeba, robimy przerwę na widok kropki, czy przecinka.
By zwiększyć napięcie zawieszamy głos i inaczej akcentujemy wyrazy. 

Czy czytamy bajkę dziecku tak jak czytamy regulamin BHP?
Czy jeśli uprościmy pisownię czytanie bajek nadal będzie tak pasjonujące?



Rozmawiając ze swoimi prowadzącymi ze studiów poznaję prawdy oczywiste.

1. Ludzie nie umieją matematyki, a przecież przyszli na politechnikę.
2. Dyskleksja nie zwalnia z poprawnego pisania sprawozdania.
3. Studia to obecnie komercja.

Prawd jest naturalnie więcej.

Skutkiem wycofania matematyki jest pogorszenie się stopniowe wyników na maturach z historii. 
Skutkiem ograniczania godzin chemii jest zwiększona konsumpcja produktów spożywczych napompowanych chemią i innymi substancjami negatywnie wpływajacymi na zdrowie obywateli, co z kolei jest jedną z przyczyn  wydłużania się kolejek do lekarza.

Czy jeśli pozbędziemy się ogonków nie dojdzie do kolejnych kuriozalnych sytuacji?
Czy jeśli uprościmy życie jednej grupie nie skomplikujemy życia całemu narodowi?

Piszemy sms-y bez polskich znaków z prostych względów: sms z polskimi znakami jest drogi (dyskryminacja języka w imię "nowoczesności").
Innym powodem dla którego polska pisownia i telefonia komórkowa nie idą w parze jest nieczytelność SMS-a napisanego w ortografii przez purystę jęzkowego. 

O ile proste wiadomości tekstowe nasz mózg jest w stanie przetworzyć na krótkie komendy, to czytanie dłuższych wypowiedzi bez "ch" (tam gdzie powinno być), czy zamiana "u" na "ó" (i odwrotnie) jest dla mnie ostrzeżeniem o możliwości zawieszenia się systemu. 


Czytając bowiem tekst "uproszczony" powodujemy zwiększony wysiłek szarych komórek niekoniecznie owocujący produktywnością w przyszłości.  
Czytając tekst "purysty językowego" czuję komfort psychiczny. Czyta się go łatwo i przyjemnie. Można go od razu zrozumieć, a jeśli nie - mamy czas na wysnucie różnych wniosków. Mniej lub bardziej poprawnych.

Czytanie tekstu "uproszczonego" kradnie nam czas na inne równie ważne czynności. 

Czy warto?

Nie uważam, by uproszczenia, które otrzymałam ze strony Ministerstwa Edukacji pomogły mi w czymkolwiek.
Wręcz przeciwnie na dłuższą metę takie ułatwianie tylko wszystko komplikuje.

Kiedy JA zdobywałam wiedzę tajemną z ortografii, nikt się nade mną nie pochylał.
Dawano mi słownik ortograficzny i miałam go poznawać i zaprzjaźniać się z nim. Bywało różnie z tą przyjaźnią.
Czasem korzystałam, czasem niekoniecznie.
Być może wkrótce znów wezmę słownik w dłoń i "przyjaźń" odżyje. 


Możliwe, że wypowiedź profesora może być swoistą ironią. Być może zakrytą. Nie podejmę się jednak polemiki gdyż...

Ja - produkt Nowej Matury mam nie myśleć "po swojemu" a starać się wstrzelić w klucz.


Wspólny post, wojna na ogonki...

http://www.tokfm.pl/blogi/cicer-cum-caule/2012/12/po_co_nam_w_pisowni_rz_ch_o_apeluje_o_zmiane_ortografii_w_imie_kultu_jana_brzechwy_dla_ulatwienia_zycia_dzieciom_i_z_okazji_swiat/1?bo=1#C



TEKST NR 1

Pierwsza myśl jaka nasuwa mi się po przeczytaniu tego wpisu (bo ze względu na swą obszerność na miano artykułu jednak nie zasługuje) to brak przekonania do swej racji osoby piszącej. Skoro mówimy o wyzbyciu się tradycji ogonkowania, tudzież kreskowania, pewnych liter naszego rodzimego alfabetu, logicznym byłoby zastosowanie się do tego w swej wypowiedzi.
Zgodnie z maksymą "zacznij od siebie". 
Jednakowoż, po chwili refleksji, dostrzegam, że ogonkowanie tekstu o nieogonkowaniu może być zabiegiem mającym zwrócić uwagę na coś głębszego.
Bo tak naprawdę, czym że jest ta kreska czy ogonek przy literze? Autor przekonuje, że jest to atawizm, którego można się wyzbyć. Ale czy na pewno? Osobiście bliższe niż lingwistyczne są mi przykłady związane z matematyką. Na chwilkę skupię się więc na dodawania liczb. Po dzień dzisiejszy dzieciaki w szkole uczone są liczenia na palcach. Używając szablonu myślowego twórcy wpisu, można zadać sobie pytanie: po co, skoro w liczeniu może je wyręczyć kalkulator?
Albo po co, w toku ewolucji społecznej, świat doszedł do wniosku, że należy znać swoją przeszłość i w szkole uczymy się kto kiedy kogo i dlaczego najechał? Przecież można to wszystko sprawdzić w encyklopedii tudzież w ogarniającej świat globalnej sieci komputerowej. Zaiste, przykłady takich niepotrzebnych rzeczy w życiu można mnożyć. Wróćmy jednak do istoty kresek i ogonków. Zasadniczą funkcją liter jest precyzyjne zapisanie na papierze myśli. Kluczowa jest tutaj cecha "precyzyjności".
Ogonki niejednokrotnie pozwalają odróżniać znaczenie słów. Kolejną sprawą jest estetyka wypowiedzi. Znaczenie wypowiadanych słów niekiedy jest, nawet mniej ważne, niżli sposób, w jaki się te słowa z ust wydobywają. 
Oczywiście można potraktować język jednie jako narzędzie do przekazywania informacji. To jednak trochę tak, jakby mając pełną lodówkę najlepszych gatunkowo potraw, zdecydować się na zamówienie pizzy z telepizzy.  Człowiek napełni żołądek, ale czy to jedyny cel jedzenia? A gdzie delektowanie się smakiem?

Dlatego jak mamy do dyspozycji narzędzie pozwalające zapisać tekst w sposób piękny to z niego korzystajmy. A nie wmawiajmy, że jest to zbędny przeżytek. Inna sprawa, że musimy mieć co tak pięknie zapisać. A z tym już może być coraz ciężej. Bo w końcu jeśli będziemy usuwać kolejne rzeczy z naszej codzienności, by żyło się łatwiej, to dojdziemy do sytuacji w której już nie tylko bezogonkowego pisma nam nie będzie potrzeba, ale i jakiegokolwiek, bo najzwyczajniej nie będzie już o czym pisać.