sobota, 8 czerwca 2013

o wszystkim...

Kobiety zachodnie nadal muszą walczyć o coś, co jest naturalne. Poszanowanie w pracy, brak seksistowskich dowcipów na ulicach i powdwórkach. 

Dziwne nie?? 


Ostatnio był tzw. marsz szmat. 
Pierwsza Profesor skomentowała to tak:
"Jeśli kobieta ubiera się wyzywająco to prosi się o gwałt"

Tak, a facet, który z tego powodu napada na kobietę i ją gwałci aż prosi się o nazwanie go stworzeniem bezmyślnym, podlegającym instynktom.

Jeśli kobieta mówi NIE, to oznacza NIE.

Może bywamy troszkę pokręcone, może wydajemy się być chodzącą sprzecznośćią, ale dbamy o swoje samopoczucie na dłuższą metę.
Jeśli kobieta nie czuje potrzeby, by ponieść się pierwotnym instynktom, to należy to uszanować. 
Ja rozumiem, że niektórzy tłumaczą to "wyzwoleniem kobiety". Faktycznie mocno wstawiona dziewczyna jest dość mało przyjemnym widokiem. W końcu, co wolno facetowi (a i to nie powinno być akceptowane) nie powinno być dozwolone dla kobiety. 

Nie wiem, może wprowadźmy jakieś patrole na dyskotekach, które będą pilnować ilość alkoholu pochłanianego przez kobiety, skoro nie można niektórym zagwarantować bezpieczeństwa? Bo padną ofiarą szaleńca? Albo idioty o poglądach rodem z ultra ortodoksyjnego kraju?? 

Kobieta w Kościele to wg femnistek istota drugiej kategorii. Nieprawda. Jest żoną, matką. Przecież Jezus (PzN) był pierwszym feministą na świecie. Dlaczego ukazał się kobietom po zmartwychstaniu?
Dlaczego powstrzymał mężów w prawie przed egzekucją cudzołożnicy?

Późniejsze podejście do kobiet w Kościele było wypadkową męskich ambicji. Oto mężczyźni walczyli o honor, pozycję w organizacji. Ktoś musiał usunąć się w cień. A to źle. W końcu odkąd podzielono społeczeństwo na duchowieństwo i laikat zaczęły się problemy. 
Wyższe duchowieństwo (np w PL) nie rozumie problemów ludzi, choć teoretycznie próbuje to zrobić. Niższe duchowieństwo ma własne problemy natury etycznej, relacji probosz - parafianie.
Częściej ulegają pokusom materialnym. A wierni na to patrzą. A biskup ewentualnie przesuwa takiego duszpastrza w bardziej ustronne miejsce. 

Jeśli wyleczy się problemy duchowieństwa i przywróci się tradycje z początków chrześcijaństwa problem kobiet może nie zniknie, ale zostanie zmniejszony. 

Pozycja kobiet w polskich kościołach ewengelickich wydaje mi się na wyższej pozycji. Albo po prostu to wszystko lepiej wygląda bo jest "nowe". Tak, żony pastorów mają swoje obowiązki. Prowadzą różne akcje charytatywne, pomagają kobietom wspólnoty. Podobnie jest w kościele prawosławnym. Żona księdza prawosławnego ma moc. 

Czy zatem powinno nakazać się kapłanom kościoła rzymskiego żenić się? 
Trudno powiedzieć. Obowiązek celibatu pochodzi z początku okresu II milenium naszej ery i nie jest podyktowany Pismem Świętym. Myślę, że chytry często dwa razy traci. W końcu zdarzają się panowie, którzy pomimo święceń schodzą na "złą" drogę i dokonują aktu stworzenia nowego życia z kobietą, którą poznali i polubili.
Wszyscy o tym wiedzą, ale udają, że nic się dzieje. Czasem może fałszywe oburzenie się wkradnie.


Mimo, że sama jestem dość letnia pod względem obowiązków chrześcijanki, to z niechęcią słucham o wynurzeniach czołowych polskich "ateistów". Wpisy na forum na temat katolicyzmu bywają bardzo krzywdzące. Nie wiedzieć czemu ci ochrzczeni lubią na sobie jako członkach kościoła wieszać psy. Bo wg statystyk spora część rodziców niezależnie od stanu praktyki osobistej chrzcziła dzieci, by żyło się im łatwiej. Czy lepiej? Nie można stwierdzić.
Jak wspomniałam w poprzednim odcinku poziom lekcji religii jest tragiczny. Bo lekcja ta stała się masowa. Księża czy katecheci przyjmują jako naturalne, że szkoła gwarantuje naukę religii katolickiej. A i tak młodzież wychodzi z brakami ze szkoły pod tym (i każdym innym względem). Nauka religii w salkach w soboty powinna być opcjonalna, a lekcje religii zastąpione nauką matematyki (może nie będzie tylu naiwnych i wierzących w Wielkich Plichtów). 
Oczywiście szkoły wyznaniowe powinny być osobną kategorią dla ministerstwa. W końcu szkół przynajmniej katolickich nie jest tak wiele. Rzekłabym, że 5-10 procent całego szkolnictwa polskiego. Szkoły żydowskie też są w mniejszości (Warszawa i Łódź), a innych szkół wyznaniowych nie ma. Np. medres czy zwykłych szkół muzułmańskich. 

To źle, bo jak wspomniałam takie generalizowanie powoduje, że ludzie stają się nietolerancyjni. Mierzi ich gdy widzą coś nienaturalnego dla krajobrazu polski.

Chociaż wstyd przyznać wczoraj sama zapuszczałam żurawia na dwie zasłonięte kobiety a'la "jestem muzułmanką". To było podyktowane ciekawością. Bo choć funkcjonuję w mieście, gdzie istnieje wiele kultur, przedstawicieli innych nurtów filozoficznych nadal bywam zaskoczona widokiem zakutanej istoty.

Oponenci multi kulti wskazują na przykłady Francję, Wielką Brytanię. Oba te kraje sprowadziły sobie na głowę kataklizm w postaci przybyszów z dawnych kolonii. Mieli pracować, bo rodzimym obywatelom się nie opłacało. Teraz za niewolnika robią nasi, więc nasi harują na obie kategorie: imigrantów nierobów i budzących się z letargu bezrobotnych autochtonów. Do czasu.